W Niedzielę Palmową Chrystus jest z entuzjazmem witany przez mieszkańców Jerozolimy. Ale liturgia już dziś nam przypomina, że Pan Jezus nie zbawił nas przez swe tryumfalne przyjście czy potężne cuda – mówił Franciszek podczas Eucharystii na placu św. Piotra. Liturgia Niedzieli Palmowej już tradycyjnie jest jednym z najbardziej spektakularnych wydarzeń w Watykanie. Długa procesja z palmami, prezbiterium bogato zdobione kwiatami, już po raz trzydziesty przywiezione na tę okazję z Holandii, a także nastrojowe śpiewy – wszystko to tworzy wyjątkową atmosferę, wprowadzającą w klimat rozpoczynającego się Wielkiego Tygodnia.
Nawiązał też do tego sam Papież Franciszek w pierwszych słowach homilii. Przyznał, że uczestnikom liturgii udzielił się entuzjazm, z jakim mieszkańcy Jerozolimy witali Jezusa.
„Wymachując palmami i gałązkami oliwnymi daliśmy wyraz uwielbieniu i radości, pragnieniu przyjęcia Jezusa, który do nas przychodzi. Albowiem, jak przyszedł On do Jerozolimy, tak też pragnie przyjść do naszych miast i do naszego życia. I jak w Ewangelii, gdzie dosiada On osiołka, tak też i do nas przychodzi w pokorze, a zarazem «w imię Pana». Z mocą swej Boskiej miłości odpuszcza nam nasze grzechy i jedna nas z Ojcem oraz między sobą. Jezus jest zadowolony z tej okazanej Mu w taki ludowy sposób miłości, a kiedy faryzeusze radzą Mu uciszyć dzieci i innych, którzy Go witają okrzykami, On odpowiada: «jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą». Nic nie może powstrzymać entuzjazmu z przybycia Jezusa; nic nie może nas powstrzymać od odkrycia w Nim źródła naszej radości, radości prawdziwej, która trwa i daje pokój; bo tylko Jezus wybawia nas z sideł grzechu, lęku i smutku” – powiedział Ojciec Święty.
Franciszek zwrócił też uwagę na inny element dzisiejszej liturgii, a mianowicie na drugie czytanie, w którym św. Paweł mówi już o czekającym Jezusa uniżeniu i ogołoceniu. Pokazuje to zdaniem Papieża, jak ekstremalna jest miłość Boga do nas. Jezus wyrzeka się chwały Syna Bożego i staje się Synem Człowieczym, we wszystkim solidarny z nami, choć sam jest bez grzechu. Co więcej, jak zaznaczył Franciszek, przyjął On postać sługi, upokorzył się i uniżył. A Wielki Tydzień nam pokaże, że otchłań Jego uniżenia zdaje się nie mieć końca.
„Pierwszym gestem tej miłości do końca jest umycie nóg. Pan i Nauczyciel uniża się do nóg uczniów, co czynili tylko słudzy. Swym przykładem pokazał nam, że potrzebujemy, by dotarła do nas Jego miłość, która pochyla się nad nami. Bez tego sobie nie poradzimy. Nie możemy kochać, zanim sami nie zostaniemy pokochani przez Niego, zanim nie doświadczymy Jego zdumiewającej czułości, zanim nie zgodzimy się na to, że prawdziwa miłość polega na konkretnej służbie” – mówił Ojciec Święty.
Papież zaznaczył, że umycie nóg to oczywiście dopiero początek uniżenia Pana Jezusa. Skrajnego upokorzenia doświadczył On w czasie swej Męki. Został sprzedany za trzydzieści denarów i zdradzony pocałunkiem przez przyjaciela. Wszyscy Go opuścili, a Piotr zaparł się Go trzy razy – wyliczał Franciszek.
„Został upokorzony duchowo szyderstwami, obelgami i opluwaniem, a Jego ciału zadano okrutne rany – mówił Papież. – Uderzenia, biczowanie i korona cierniowa sprawiły, że Jego wygląd zmienił się nie do poznania. Zaznał też zniesławienia i niesprawiedliwego potępienia ze strony władz religijnych i politycznych. Stał się grzechem i uznano Go za złoczyńcę. Piłat odesłał Go do Heroda. Ten zaś z powrotem odeśle Go do rzymskiego namiestnika: odmówiono Mu sprawiedliwości, doświadcza obojętności, bo nikt nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności za Jego los. Przywodzi mi to na myśl tak wielu ludzi z marginesu, tak wielu uchodźców, uciekinierów. Również w tym wypadku, tak wielu nie chce wziąć odpowiedzialności za ich los. Tłum, który jeszcze nie tak dawno witał Go okrzykami, zamiast uwielbienia wykrzykuje oskarżenie. I w końcu zamiast Niego woli uwolnić zabójcę. W ten sposób dochodzi do śmierci na krzyżu, najboleśniejszej i najhaniebniejszej, przeznaczonej dla zdrajców, niewolników i najgorszych zbrodniarzy”.
Wyliczając cierpienia Jezusa, Papież wspomniał też o poczuciu osamotnienia i ostatniej pokusie, by zejść z krzyża i zło zwyciężyć siłą, ukazując potężne i niepokonane oblicze Boga. Jezus się jednak nie poddaje i w szczytowym momencie wyniszczenia ukazuje prawdziwe oblicze Boga, którym jest miłosierdzie. Przebacza swym oprawcom i otwiera drzwi do raju dla skruszonego łotra.
„Choć niezmierzona jest otchłań tajemnicy zła, to nieskończona jest rzeczywistość miłości, która zstąpiła do tych otchłani, sięgając grobu i piekieł, przyjmując wszelki nasz ból, aby go odkupić, wnosząc światło do ciemności, życie w śmierć, miłość w nienawiść. Sposób działania Boga może się nam wydawać bardzo odległy. On się unicestwił dla nas, podczas gdy nam trudno choćby zapomnieć o sobie dla innych. On przyszedł nas zbawić. Mamy wejść na Jego drogę: drogę służby, daru z siebie, zapomnienia o sobie. Możemy wejść na tę drogę, zatrzymując się w tych dniach pod krzyżem, by patrzeć na Ukrzyżowanego, na katedrę Boga. Proszę was wpatrujcie się w tym tygodniu w tę katedrę Boga, by uczyć się miłości pokornej, która zbawia i daje życie, by wyrzec się egoizmu, dążenia do władzy i sławy. Swoim upokorzeniem Jezus zaprasza nas do pójścia Jego drogą” – dodał Franciszek.
Za Radio watykańskie