List pasterski o wspólnotach życia kontemplacyjnego na niedzielę 28 stycznia 2001 roku
Umiłowani w Chrystusie Panu!
Drodzy Bracia i Siostry!
W nadchodzący piątek, 2 lutego, w święto Ofiarowania Pańskiego, w całym Kościele będziemy znów obchodzić (już po raz piąty) światowy Dzień Życia Konsekrowanego. Dzień ten ma m.in. przyczynić się do poznania różnorodnych form życia konsekrowanego, przynoszących obfite owoce dla świętości i misji Kościoła. W tym roku, wsłuchując się w słowo Boże dzisiejszej niedzieli, pragniemy w jego świetle skierować nasz wzrok na wspólnoty życia kontemplacyjnego, będące – jak zauważył Sobór – „ozdobą Kościoła i zdrojem łask niebieskich” (Perfectae caritatis 7).
„Poświęciłem cię, nim przyszedłeś na świat”: tajemnica powołania kontemplacyjnego
W pierwszym czytaniu prorok Jeremiasz, przywołując w myślach godzinę swojego powołania, stwierdza, że był to czas działania samego Pana Boga. To przecież sam Bóg wybrał go i przeznaczył do specjalnych zadań; to Bóg go poświęcił, czyli konsekrował, na swojego sługę; to Bóg wyposażył go w takie moce i zdolności, aby na każdym kroku potrafił wykazać się odwagą; to Bóg obdarzył go takim hartem ducha, aby mógł być podobny do „twierdzy warownej, kolumny ze stali i muru spiżowego”; w końcu to Bóg będzie go ochraniał na wszystkich jego drogach i we wszystkich sytuacjach: „Ja jestem z tobą” – dobrze zapamiętał sobie młody Jeremiasz te Boże słowa z czasów początku swego powołania. I zawsze zdawał sobie z tego sprawę, że – aby doświadczyć tej Bożej obecności – trzeba mieć czułe serce i oczy szeroko otwarte.
Również powołanie do życia kontemplacyjnego – wymagające skądinąd nie lada odwagi i hartu ducha – niesie ze sobą określone zadania. Najważniejsze z nich – jak to już przypomniał soborowy dekret o przystosowanej odnowie życia zakonnego – to odosobnienie i milczenie, ustawiczna modlitwa i gorliwa pokuta (por. PC 7). Aczkolwiek odosobnienie kojarzy się z jakimś aspektem negatywnym, którego wyrazem jest ewangeliczne „porzucenie wszystkiego”, to jednak przecież klauzura – postrzegana jako symbol „zamkniętej przestrzeni” – stanowi środowisko, w którym utrzymywana jest stała modlitewna łączność między niebem a ziemią. Osoby żyjące za klauzurą stanowią więc jakby dyżurną ekipę Bożych łącznościowców. W wielkiej rodzinie chrześcijańskiej to bardzo ważna, poszukiwana i wręcz opatrznościowa specjalizacja. Nic dziwnego, że kościoły lokalne zabiegają o to, aby na ich terenie były obecne klasztory kontemplacyjne. Biblijnie można je porównać do Mojżesza, który na modlitwie rozstrzyga o losach bitwy (por. Ez 17, 11) albo do strażnika, który czuwa nocą oczekując świtu (por. Iz 21, 6).
I rzeczywiście w naszej ojczyźnie nie brakuje tej formy życia konsekrowanego. Z męskich wspólnot trzeba tu wymienić benedyktynów, cystersów, kamedułów, karmelitów bosych i paulinów; żeńskie wspólnoty kontemplacyjne są liczniejsze, reprezentują je benedyktynki, benedyktynki-sakramentki, bernardynki, dominikanki, kamedułki, kapucynki, karmelitanki bose, klaryski, norbertanki, redemptorystki, służebnice Ducha Świętego i wizytki. Wszystkie te wspólnoty wybrały ową „najlepsza cząstkę” (Łk 10, 42) i przechowują wartości, których nie znajdzie się w świecie pełnym podniecenia, zgiełku, spłycenia i rozgorączkowania. Jakież to są wartości? Paweł VI określił je jako „intensywne i wyłączne poszukiwanie Boga w samotności i milczeniu, w pokornej i ubogiej pracy, aby nadać życiu formę ciągłej modlitwy, tego sacrificium laudis, odprawianego wspólnie, dopełnianego wspólnie, w duchu radosnej i braterskiej miłości” (Charyzmat życia zakonnego, Poznań 1974, s. 124).
„Ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą”: wielkość miłości
Święty Paweł w drugim czytaniu, ukazując naturę i wielkość miłości, rysuje z poetyckim rozmachem – w przepięknym i głębokim hymnie – nie tylko jej miejsce i rolę w życiu chrześcijanina, lecz także jej przymioty i cechy. Nie zapominając bynajmniej o jej codziennych postaciach, wyraźnie pisze, iż nawet największe dary charyzmatyczne i najwznioślejsze ideały nic nie są warte, jeśli brakuje im miłości. Bez miłości wszystko jest bezwartościowe, a miłość jest nieodzowna we wszystkim. Miłość bowiem – jako nieporównywalny w swej wielkości dar – jest siłą napędową wszystkich naszych czynów i fundamentem wszelkich naszych decyzji i postaw. Taka właśnie miłość – wytyczająca „drogę jeszcze doskonalszą” – jest miarą wielkości człowieka i wszelkiej doskonałości chrześcijańskiej.
Powołanie kontemplacyjne ma również swe ostateczne źródło w charyzmacie miłości. Pan Jezus, wlewając w serca powołanych miłość swoją i Ojca, uzdalnia ich – za pośrednictwem Ducha Świętego – do pozytywnej odpowiedzi na głos wezwania. Jeżeli w obrazowaniu biblijnym Jezus jawi się jako Oblubieniec, który został posłany, aby dokonać zaślubin Boga z ludzkością, to Kościół występuje tu jako Oblubienica. Najwyraźniej ten wymiar oblubieńczy widać w życiu kontemplacyjnym żeńskim. Kobieta bowiem szczególnie powołana jest do bycia oblubienicą, do przeżywania miłości: idzie za Chrystusem, ponieważ doświadcza Jego ogromnej miłości, tę miłość przyjmuje i odpowiada miłością na Miłość. Przyjmując Jego miłość i doświadczając jej przemieniającej mocy, chce być też pośredniczką tej miłości, chce tę miłość po prostu dawać dalej. Z Jezusem Oblubieńcem Jego oblubienica pragnie być nieustannie, stara się wprowadzać Go we wszystkie wydarzenia i relacje, chce trwać w Jego obecności pośród rozmaitych zajęć. „Kobiety konsekrowane są w bardzo szczególny sposób powołane, aby przez swoje poświęcenie, przeżywane w pełni i z radością, być znakiem czułej dobroci Boga dla ludzkości oraz szczególnym świadectwem tajemnicy Kościoła, który jest dziewicą, oblubienicą i matką” (VC 57).
W tym kontekście klasztory kontemplacyjne funkcjonują jak jakieś cudowne stacje transformatorowo-przekaźnikowe, przesyłające za pomocą impulsów małej mocy człowieczej olbrzymi potencjał mocy Bożej miłości. Jak wyglądałby nasz świat, gdyby nie było w nim tych stacji? Gdzie spotykałyby się wówczas niebo z ziemią? Gdyby zabrakło klasztorów kontemplacyjnych, należałoby się obawiać, iż ostygnie miłość, zwietrzeje sól i wyschną źródła. Kto wówczas dodawałby ludowi Bożemu blasku, kto zagrzewałby go przykładem, kto przyczyniałby się do jego wzrostu? Gdyby zamilkły usta chwalące Boga, słabo byłby słyszalny Jego głos i wołanie. Gdyby ustały powołania do zakonów kontemplacyjnych, znikłyby na zawsze wielkie zaplecza modlitewne Kościoła.
„Na te słowa wszyscy unieśli się gniewem”: znak sprzeciwu
Święty Łukasz w dzisiejszej ewangelii przynosi kazanie Jezusa w synagodze w Nazarecie. To kazanie – podobnie jak samego Jezusa – tłum najpierw przyjmuje z aprobatą, podziwem i zachwytem, a potem odrzuca z protestem i gniewem. Ta dramatyczna zmiana postawy słuchaczy zaskakuje nawet Jezusa. W tej scenie można dostrzec nie tylko znak sprzeciwu wobec Jezusa i Jego programu, ale też symbol podejścia świata do tego, co wielkie i święte. Owszem, niejako do natury przepowiadania prorockiego należy pewna prowokacja i otwarte wyzwanie, zmuszające słuchacza do podjęcia osobistej decyzji, ale dlaczego prawda jest tak niechętnie przyjmowana?
Niechętnie też na ogół odnosi się świat utylitarystyczny i technokratyczny do życia kontemplacyjnego. Niemało dziś ludzi, którzy uważają, iż wybór takiego rodzaju życia jest swoistym „marnotrawstwem” ludzkich energii. Wielu twierdzi, że takie życie jest mało wydajne i mało korzystne dla społeczeństwa. Tym wszystkim trzeba jasno powiedzieć: wspólnoty monastyczne mają swoje miejsce w Kościele i w świecie i są dzisiaj tak samo jak w przeszłości cenną ozdobą Kościoła. „To, co ludzkim oczom może się wydawać marnotrawstwem, dla człowieka, który w głębi swego serca zachwycił się pięknem i dobrocią Chrystusa, jest oczywistą odpowiedzią miłości, radosnym dziękczynieniem za to, że został dopuszczony do szczególnego poznania Syna i do współudziału w Jego Boskiej misji w świecie” (VC 104).
Trzeba nam sobie jasno uświadomić, iż klasztory oddane kontemplacji to są na ogół wspólnoty niewielkie, ale w szczególny sposób ukazujące Chrystusa modlącego się w samotności na górze czy na pustyni. Jako takie stanowią punkt orientacyjny (słup ognisty) dla licznych pielgrzymów zdążających przez tę ziemię do ojczyzny niebieskiej i są czytelnym znakiem sprzeciwu wobec tych wizji człowieka i świata, które nie liczą się z Bogiem. Wszystkie klasztory są jakimś cichym ale przecież publicznym wyznaniem wiary, że Bóg istnieje i jest obecny na każdym kroku; są zbiorowym świadectwem, że duch ośmiu błogosławieństw da się wcielić już tu na ziemi.
* * *
W 1987 roku – do zakonnic klauzurowych zgromadzonych w katedrze warszawskiej – Jan Paweł II powiedział: „Za klauzurą nie ogląda się ludzi. Za klauzurą się miłuje. Tą miłością, jaką Chrystus umiłował aż do końca”. Jeżeli dziś pragniemy zajrzeć ukradkiem za klauzurę, to tylko po to, aby zaczerpnąć dla siebie tej klauzurowej miłości do Boga i człowieka, aby pooddychać klauzurowym milczeniem, skupieniem, żarliwością i tajemnicą.
Polecając w naszych modlitwach przede wszystkim osoby konsekracji kontemplatywnej, pamiętajmy, że one ciągle noszą w swoich sercach nasze troski i cierpienia, że właśnie one – zgodnie z prawem naczyń połączonych – podnoszą poziom świętości w Kościele. A Maryja – niedościgły wzór konsekracji i kontemplacji – niech uprosi u swego Syna, aby umiały „o Nim świadczyć swoim przemienionym życiem, podążając radośnie, wraz z wszystkimi innymi braćmi i siostrami, ku niebieskiej ojczyźnie i ku światłu, które nie zna zmierzchu” (VC 112).
Z serca wszystkim błogosławię: w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
Biskup Edward E. Samsel
Ordynariusz ełcki
Przewodniczący Komisji Episkopatu Polski
ds. Instytutów Życia Konsekrowanego
i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego