ŻYCIE ZAKONNE W PRZYSZŁOŚCI – Sandra M. Schneiders, IHM

ŚWIATOWY KONGRES ŻYCIA KONSEKROWANEGO
Rzym, 23-27 listopada 2004 r.
Umiłowanie Chrystusa i umiłowanie ludzkości

I. Wstęp

A. Ujęcie tematu w ramy

Wyznaczone mi zadanie, by mówić o przyszłości życia zakonnego, jest zarówno jednym z najłatwiejszych jak i jednym z najtrudniejszych zadań. Jednym z najłatwiejszych, ponieważ nikt obecnie nie może mi udowodnić, że nie mam racji. Jednym z najtrudniejszych, ponieważ nikt nie może bezpiecznie spekulować nad tym, co oznacza *przyszłość* w naszym wielokulturowym, pluralistycznym, globalnym, zagrożonym przez broń nuklearną i środowiskowo kompromisowym postmodernistycznym świecie, który zmienia się jak w kalejdoskopie, w tempie oślepiającym.

Innymi słowy, temat, który podejmuję, nie jest pytaniem odkrywczym na temat tego co będzie, ale pytaniem wyobrażeniowym na temat: co może być. Tzn. jakie rozumienie życia zakonnego może przekonywająco przemawiać do ludzi i być ewangelicznie skuteczne, bez względu na to, co przyszłość niesie dla nas, dla Kościoła, dla naszego świata?

Proponuję wyobrażeniową konstrukcję życia zakonnego, która zakłada, iż niezależnie od tego, kiedy i gdzie ludzie będą żyć życiem zakonnym, ono musi zawsze być oparte na Ewangelii i musi być zdolne istnieć równocześnie, na różny sposób, w kontekstach bardzo zróżnicowanych kulturalnie, społecznie i eklezjalnie, które wywierają na nie głęboki wpływ i są równocześnie pod jego wpływem.

B. Moja hipoteza

Hipoteza, którą oferuję, oparta jest na dwóch założeniach.

Z jednej strony, życie zakonne jest głęboko chrześcijańskie, to znaczy osoby zakonne mają udział w tożsamości i posłannictwie wszystkich ochrzczonych, z którymi mają relacje jako równi.

Z drugiej strony, życie zakonne jest wyróżniającą się formą życia w Kościele, czyli takim stanem życia, który można rozpoznać i identyfikować dzięki jego specyficznemu wkładowi w życie i posłannictwo Kościoła.

W świetle tego, co powiedziałam wyżej, pragnę zasugerować stwierdzenie, że życie zakonne jest alternatywną formą życia w Kościele. Osoby zakonne przez śluby, które składają i według których żyją, tworzą inny/ odmienny *świat* pośród naszego świata, w tej naszej epoce. Osoby zakonne nie usiłują w tym świecie jedynie po prostu żyć inaczej; to winni czynić wszyscy chrześcijanie. Osoby zakonne starają się kształtować inny świat, taki, który daje profetyczne świadectwo w świecie, światu, a często przeciw temu światu, i nawet przeciw czy wbrew instytucjonalnemu Kościołowi.

Na końcu połączę tę hipotezę z tematem o zbawczej roli człowieka marginesu, opisanym we wprowadzonej przez Kongres ikonie: niewiasty samarytańskiej wg Jana 4 oraz miłosiernego Samarytanina wg Łukasza 10.

C. Założenia

Trzy założenia tworzą ramę tej hipotezy.

> Pierwsze dotyczy znaczenia terminu *świat*, pojęcia, które musi dzisiaj być starannie omówione, aby chrześcijanie nadal nie uprawiali polityki dominacji i eksploatacji natury lub nie odrzucali stworzenia w imię religii. Wydaje się, że najlepszym źródłem w Nowym Testamencie nt. szczegółowej teologii świata jest Ewangelia Jana, w której termin ten występuje częściej niż w całej pozostałej części Nowego Testamentu.

W Ewangelii można wyróżnić cztery znaczenia terminu kosmos.

+ Po pierwsze, słowo *świat* może oznaczać całość stworzenia, które, jak głosi Ewangelia Jana, niby echo pierwszego rozdziału Księgi Rodzaju, zaistniało przez Słowo Boga (por. J 1,9-11), Boga Stworzyciela, który stwierdził, że jest ono bardzo dobre (por. Rdz 1,31).

+ Po drugie, na *świat* można patrzeć jako na arenę historii ludzkości. Jezus mówił o swoim przyjściu na świat jako o światłości, która wszystkich zbawi (por. J 12,46), zaś w czasie Ostatniej Wieczerzy modlił się nie o to, aby Bóg zabrał Jego uczniów z tego świata, tj. z historii ludzkości, ale by ich w ich życiu i działalności na tym świecie zachował od złego (por. J 17,15).

+ Po trzecie, *świat* to rodzaj ludzki jako całość. Bóg *tak umiłował świat*, że Syna Swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne (por. J 3,16).

Wszystkie te trzy znaczenia *świata* są zasadniczo pozytywne. Świat stworzony przez Boga, zwłaszcza rodzaj ludzki w swej wędrówce przez historię i jej tworzenie, jest dziełem rąk Bożych, odkupiony w Chrystusie i przeznaczony do chwały.

+ Czwarte znaczenie słowa *świat* w czwartej Ewangelii, używane o wiele częściej niż trzy poprzednie, jest wyraźnie negatywne. Jezus mówi o *świecie*, który jest synonimem zła, który jest opanowany przez szatana (por. J 13,27), przez diabła, *księcia tego świata*. Jezus ani Jego uczniowie nie są z tego złego świata (por. J 17,16). Słudzy Złego będą ich prześladować, a nawet zabijać, ale uczniowie mają ufać, ponieważ Jezus zwyciężył ten świat (por. J 16,33). Wobec Jezusa książę tego świata jest bezsilny (por. J 14,30) i ostatecznie zostanie osądzony (por. J 16,11). Lecz aż do końca trwać będzie walka przeciw złemu światu i jego władcy.

Zatem, zły świat nie jest ani miejscem ani grupą ludzi; jest on budowaniem rzeczywistości według zasad czy wartości, które są biegunowym przeciwieństwem głównych wartości Ewangelii. Te przeciwne sobie struktury rzeczywistości, Królestwo Boga i królestwo szatana, są tworzone przez moralne wybory istot ludzkich, pod wpływem Ducha Boga lub diabła, i wyrażają się nie tylko w osobistym postępowaniu jednostek, ale także w politycznych, ekonomicznych, społecznych, kulturalnych i religijnych instytucjach społeczeństwa. Ewangeliczny plan samotranscendencji Chrystusa ku Bogu, dla dobra świata, jest dokładnie przeciwieństwem dynamiki ucisku, który sprawia zamykanie się w sobie i rozłam, oraz przeciwieństwem wszelkiej dominacji inspirowanej przez szatana. Wszyscy chrześcijanie już w chrzcie są wezwani do wyrzeczenia się *szatana i wszystkich jego spraw*, do wykluczenia siebie z budowania rzeczywistości, w której panuje zły duch.

Niektórzy chrześcijanie, mianowicie osoby zakonne, realizują to wyrzeczenie się świata w sposób szczególny, o czym powiemy krótko jako o kształtowaniu alternatywnego świata, który bierze początek w profesji ślubów.

> Moim drugim założeniem jest – że fundamentem chrześcijańskiego wyzwania wobec szatańskiego budowania zła, czyli wobec negatywnego obrazu *świata*, jest Zmartwychwstanie Jezusa, w którym zwycięstwo Boga nad szatanem dokonało się w osobie Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego Pana. Jego misterium paschalne jest zasadą chrześcijańskiego zdarzenia. Ono rozstrzyga definitywnie o tym, że życie wieczne przychodzi przez śmierć, nie przez śmierć, która jest naturalnym procesem biologicznym, ale przez śmierć, która jest konsekwencją tego, że człowiek świadomie nie włącza swego życia w szatańskie budowanie rzeczywistości. Naśladowcy Jezusa podejmują ryzyko i przyjmują śmierć w swoim dążeniu do realizowania Królestwa Bożego w tym świecie. Dopóki wola Boża nie zostanie spełniona na ziemi tak jak w niebie, dopóki całe stworzenie, a zwłaszcza istoty ludzkie, nie doświadczą nieskończonego shalomu/ pokoju Boga, dopóty walka między księciem tego świata a Księciem Pokoju będzie się toczyć w życiu naśladowców Jezusa i przez nich, we współdziałaniu ze wszystkimi ludźmi dobrej woli. Różni członkowie uwielbionego Jezusa uczestniczą w tej walce w różny sposób. Dla nas ważne jest pytanie – co jest wyróżniającym sposobem, w jaki osoby zakonne uczestniczą w tym wydarzeniu?

> To prowadzi nas do trzeciego założenia, mianowicie: osoby zakonne uczestniczą w walce o Królestwo Boże przez tworzenie innego świata, przez życie w nim i wychodzenie z niego do służby. I znowu, *świat* nie jest tu naturalnym wszechświatem, miejscem geograficznym, czy grupą ludzi. *Świat* oznacza tu budowanie rzeczywistości. Gdy wypowiadamy np. takie zdanie: *Mój świat rozpadł się wraz ze śmiercią mej matki*… albo: *Nie wiem, skąd ona pochodzi*…, używamy przenośni materialnej lub przestrzennej dla wyrażenia złożonej budowy rzeczywistości, w której integrujemy nasze myślenie, czucie, wybór, działanie. Wyobrażeniowa budowa rzeczywistości – *świat* – jest przede wszystkim pewnym sposobem rozumienia, organizowania i działania pośród istotnych czynników charakterystycznych dla każdego ludzkiego życia, jakimi są: dobra materialne, władza i płciowość. Dobra materialne, do których mamy odniesienie przez posiadanie, władza, którą praktykujemy dzięki wolności, oraz płciowość, którą budujemy i wyrażamy przez wzajemne relacje – są tym surowcem, z którego ludzie budują *świat*: Królestwo Boże lub królestwo szatana. Ludzie czynią to, gdy realizują swoje osobiste i wspólnotowe przeznaczenie w czasie/ w historii.

Ta wyróżniająca cecha życia zakonnego jako forma życia rodzi się z publicznego, dozgonnego zobowiązania się członków, jako jednostek i jako wspólnot, do szczególnego stosunku do dóbr materialnych, do władzy i płciowości. To decyduje o ich specyficznej, konkretnej realizacji Królestwa Bożego przez 24 godziny dziennie, przez 7 dni w tygodniu. Ponieważ Królestwo Boże i królestwo szatana, we wszystkich ludzkich doświadczeniach, przeplatają się wzajemnie i jednocześnie są z sobą w sprzeczności, osoby zakonne, aby wybrać życie, w którym nie ma być wyjątków w dynamice życia Ewangelią ani żadnych kompromisów z dynamiką złego świata, faktycznie budują inne życie w tym świecie, w tej epoce. Trzeba, byśmy rozpoznali idealistyczny charakter takiego budowania, które w okresie postmodernistycznym jest w sposób szczególny kwestionowane. Istnieje w nim duża podejrzliwość wobec wszelkich jednolitych projektów i wobec głębi przekazywanych doświadczeń.

Przed odnową rozpoczętą przez Sobór Watykański II, osoby zakonne często próbowały uporać się z dwuznacznym środowiskiem, w którym Królestwo Boże i królestwo szatana przeplatają się ściśle, i dlatego odseparowywały się fizycznie od ludzi i procesów, które otaczały ich konwenty i klasztory. Ale gdy ten *całkowicie instytucjonalny* model życia zakonnego został *rozmontowany*, bo tak trzeba było na korzyść pełnego zaangażowania w działalność na rzecz człowieka, którą Sobór uznał jako powołanie Kościoła i tym samym jako powołanie osób zakonnych, cały ciężar, rozmiar i trudność życia zakonnego jako odmiennej formy życia stały się bardziej wyraziste. Ponieważ projekt życia zakonnego nie jest już chroniony przez fizyczną i społeczną izolację, ani potwierdzany przez całkowite odrzucenie, czy potępienie wszystkiego co jest poza życiem zakonnym *ze świata*, osoby zakonne są wezwane do przeartykułowania na nowo natury swego pierwszego wyboru i do zobowiązania się w sposób jasny do realizowania go w samym środku tej wątpliwej sytuacji, w ludzkiej historii, w warunkach kulturowych i społecznych, które są tworzone w wielkiej mierze przez dynamikę szatańskiego wykorzystywania seksualnego, dominacji politycznej i ekonomicznego ucisku, pozostających równocześnie w śmiercionośnej walce z inicjatywami religijnymi i niereligijnymi, które usiłują kształtować właściwe relacje między wszystkimi stworzeniami Boga.

Osoby zakonne budują swój odmienny świat przez profesję ślubów. Profesja jest uroczystym i publicznym aktem, przez który jednostki włączają swoje życie w budowanie rzeczywistości, która miała początek w charyzmatycznej wizji założyciela lub założycielki, i którą zakonne pokolenia wprowadzały w życie wewnątrz danej wspólnoty. Swoim osobistym i wspólnotowym życiem ślubami, osoby zakonne tworzą tę wyróżniającą i charakterystyczną formę życia, przez które uczestniczą w posłannictwie Kościoła, dając świadectwo i realizując Królestwo Boże w tym świecie.

Dlatego istotną rzeczą jest, by wyzwolić nasze rozumienie profesji i ślubów z ram wyłącznie jurydycznych, w które zostały one zamknięte, zwłaszcza po rewizji Prawa Kanonicznego w 1917 roku. Profesję rozumiano wtedy jako przyjęcie przez ślub ściśle zdefiniowanych nadobowiązkowych powinności. W rzeczywistości zaś profesja rad ewangelicznych jest zobowiązaniem globalnym, jest ukierunkowaniem całej osoby, życia i historii, ku realizacji przy pomocy określonych środków, Królestwa Bożego. Profesja jest pogłębieniem zobowiązania chrzestnego, które pozostaje odważnie dyspozycyjne, nie jest natomiast ograniczeniem nałożonym na określone zachowania. Śluby, jakiekolwiek się w poszczególnych zgromadzeniach składa, są opartymi na Ewangelii globalnymi metaforami dla postawy, jaką osoby zakonne zajmują wobec podstawowych wartości ludzkiej egzystencji, tj. wobec materialnych dóbr, płciowości i władzy. Przez te właśnie metafory wyobrażamy sobie i budujemy żywą opowieść o życiu zakonnym jako innym świecie. Jak Jezusowe przypowieści, śluby nie tylko opisują, ale w sposób narracyjny kształtują inny świat, nie tylko inny sposób życia w tym świecie. Świat Jezusowych przypowieści, Królestwo Boże, które On przedstawia, jest światem nieskończonego przebaczenia, obfitego posilania się na uczcie weselnej życia wiecznego, gdzie ostatni są pierwszymi, gdzie jest miejsce dla ludzi z marginesu i wszyscy ludzie są równi w godności.

W dalszym ciągu mego referatu przedstawię krótko, choć nie wyczerpująco, w jaki sposób osoby zakonne, poprzez dwa spośród ślubów: ubóstwo i posłuszeństwo, próbują zamieniać tę opowieść w rzeczywistość, w jaki sposób kształtują inny świat i, w Kościele i przez Kościół, ofiarują światu, w którym żyją, realną propozycję, ofiarują przyszłość pełną nadziei. Czas nie pozwoli mówić o ślubie konsekrowanej czystości (o nim mówiłam wiele gdzie indziej). Mam nadzieję, iż rozważenie tych dwóch ślubów roziskrzy naszą kreatywność, i pozwoli nam, w sposób wyobrażeniowy, kontynuować nasz temat w czasie dyskusji.

II. Ewangeliczne ubóstwo: ekonomia Królestwa Bożego

Ubóstwo jest centralnym tematem zainteresowań osób zakonnych z powodu dużej dwuznaczności [znaczenia ślubu] i stąd poczucia winy. Często odczuwamy niepokój, a nawet hipokryzję z powodu warunków życia, w których my cieszymy się dobrobytem materialnym, a jednocześnie wiemy o daleko sięgających brakach, a nawet nędzy istniejącej w świecie. Może to złe samopoczucie jest zaproszeniem Ducha Świętego, byśmy zbadali w głębszy sposób prawdziwe znaczenie ślubu ubóstwa.

Ubóstwo dotyczy przede wszystkim dóbr materialnych, tj. tych środków, bez których nie można żyć, a tym bardziej żyć dobrze. Stąd, w sposób naturalny mamy skłonność myśleć o ubóstwie w kategoriach ilościowych. Np. ile nieruchomości lub ekonomicznych środków winniśmy posiadać, indywidualnie i wspólnotowo? Według jakiego standardu winniśmy mierzyć to, co posiadamy?

Proponuję, abyśmy skoncentrowali się mniej na ilości dóbr, z którymi mamy do czynienia, bo ilość ta z konieczności jest bardzo różna w różnych sytuacjach; winniśmy raczej skoncentrować się na systemie ekonomicznym, w którym i zgodnie z którym dysponujemy dobrami materialnymi. A standard dla dobrowolnie wybranego ubóstwa ewangelicznego, który jest bardzo różny od niedobrowolnego przeżywania braków materialnych, winniśmy czerpać z Ewangelii, nie z porównywania naszego standardu życia ze standardem jakiejkolwiek klasy ekonomicznej. Ewangelia mówi dużo o dobrach materialnych, o naszych postawach i postępowaniu w stosunku do nich, a także o jakości świata, który jest skutkiem takich postaw i postępowania. Jednak Ewangelia nie mówi nic o rzeczywistym wysiłku, by się ich pozbawiać, jeszcze mniej o dążeniu do biedy czy porównywania standardów życia. To może być dla nas wskazówką, gdzie winniśmy koncentrować naszą uwagę.

Proszę pozwolić, że odejdę na moment od tej refleksji, i podejmę myśl amerykańskiego krytyka kultury, Lewisa Hyde’a, którego książka The Gift (Dar), mająca wiele wydań, jest głębokim przemyśleniem dotyczącym naszego tematu. Hyde badając głębiej naszą powierzchowną typologię ekonomii jako handlową, przemysłową, technologiczną itd., mówi, że zasadniczo istnieją dwa rodzaje ekonomii, tj. dwa sposoby, wg których organizujemy używanie dóbr materialnych w społeczeństwie, mianowicie ekonomia towaru/ handlu i ekonomia daru.

W ekonomii handlu, dobra uważane są za przedmioty posiadania, a pierwszorzędnym działaniem jest ich nabywanie. Celem postępowania ekonomicznego jest troska o to, by brać w prywatne posiadanie jak najwięcej z dostępnych dóbr, przeznaczonych do obrotu. Osoba, która posiada na własność coraz więcej, zyskuje coraz większy status społeczny i władzę, a ponieważ dobra materialne są faktycznie ograniczone, więc tego, co ma jedna osoba, druga mieć nie może. W takiej zerowej/ wyrównanej ekonomii, postawa: pragnienia posiadania więcej niż się rzeczywiście potrzebuje, oszczędzania na wypadek możliwej przyszłej potrzeby, manifestowania swoich własności, konkurencji w zdobywaniu towarów, poczucie ciągłego braku dóbr, ponieważ dobra są ograniczone, uważana jest za normalne postępowanie, słuszne, by przeżyć. Innymi słowy, chciwość, gromadzenie dóbr, pożądanie, rzucająca się w oczy konsumpcja, konflikty, jako wynik obrony własnych dóbr nawet kosztem cudzego życia, oto cnoty w ekonomii handlu.

Przeciwnie, w ekonomii daru, którą posiadały społeczeństwa pierwotne i wciąż jeszcze posiadają niektóre wspólnoty plemienne, dobrami materialnymi są przede wszystkim te, które otrzymaliśmy od Boga, od natury, od rodziny, od wspólnoty – i dlatego jako otrzymany dar, my z kolei możemy je dawać innym. Głównym działaniem ekonomicznym jest tu troska o obrót dóbr, wkład w pomyślność wspólnoty przez własną pracę, wykorzystanie własnych talentów, dzielenie się własnymi dobrami materialnymi. Własność ma odniesienie do potrzeb innych, i nikt nie posiada na własność tego, czego potrzebują wszyscy, a więc ziemi, wody, żywności i powietrza. Najwyższy status w ekonomii daru zdobywa ten, kto wnosi największy wkład.

Prawdziwe ubóstwo nie polega na tym, by nic nie posiadać, ale by nie mieć nic, co można dać dalej. Niedostatek może nieraz być doświadczeniem wspólnoty, ale nie jest on nigdy powodem osobistego wstydu. Chciwość i gromadzenie zapasów, a nawet odmowa dzielenia się z innymi dobrem, także gdy się samemu tego potrzebuje, zwłaszcza gdy inni członkowie wspólnoty odczuwają braki, jest hańbą i niegodziwością. Cnoty podziwiane w ekonomii daru to: hojność, dzielenie się, praca, odpowiedzialność, prostota, współczucie dla tych, którym gorzej się powodzi.

Nie muszę dodawać, że ekonomie te nie są sobie równe pod względem moralnym. Z chrześcijańskiego punktu widzenia, pierwsza z nich jest w sposób jasny naznaczona znakiem złego, mianowicie polityką przemocy. Druga jest żyznym podłożem dla ewangelicznych wartości właściwych zdrowym odniesieniom we wspólnocie życia. Na tle tego, co powiedziałam, wróćmy do naszego rozważania o ewangelicznym ubóstwie ślubowanym przez osoby zakonne, dzięki któremu budują one ten inny świat Królestwa Bożego i w nim żyją.

> W opowiadaniu ewangelicznym, na pytanie bogatego młodzieńca, co ma czynić, aby osiągnąć życie wieczne, Jezus mówi, że wszyscy są wezwani do zachowania przykazań (por. Mk 10,17-22 i analogiczne). Ale gdy ten nalega, Jezus mówi, iż brak mu jednej rzeczy. Powinien pozbyć się całkowicie własności i przyłączyć się do wędrującej grupy uczniów idących za bezdomnym Jezusem. Proszę zauważyć, że Jezus nie mówi mu, iż powinien stać się biednym i umierać z głodu, zimna czy choroby. Nie proponuje mu także żadnego ascetycznego ideału. Jezus zaprasza go do przyłączenia się do wspólnoty uczniów, którzy osobiście nie posiadają własności i żyją skromnie, mając wspólny trzos i korzystając ze szczodrości innych, chociaż wielkodusznie służą ludziom przez głoszenie Ewangelii słowem i czynem.

Krótko przed składaniem ślubu ubóstwa, osoby zakonne przekazują zarządzanie wszystkim, co posiadają [spadek/ posag] i zrzekają się posiadania na własność tego, co kiedykolwiek zdobędą przez pracę lub otrzymają jako dar. I chociaż spadek pozostaje prawnie własnością osoby zakonnej, ta zrzeka się wszelkich praw związanych z *używaniem i użytkowaniem* tych dóbr, jak również niezależnego rozporządzania czymkolwiek, co nabędzie w przyszłości. Innymi słowy, osoba zakonna staje się funkcjonalnie pozbawiona posiadania i jest pod względem ekonomicznym całkowicie zależna od wspólnoty. Jeżeli wszyscy członkowie/ członkinie wspólnoty żyją poważnie ślubem ubóstwa, wtedy tworzą ekonomię daru i radykalnie nią żyją. Wszystkie rzeczy używane przez członków/ członkinie są wspólne, tzn. każdy/ każda składa wszystko do wspólnego funduszu, i każdy/ każda otrzymuje z niego według potrzeby. Osoby zakonne przyjęły warunek, którego przyjęcia odmówił bogaty człowiek w Ewangelii, ponieważ *miał wiele posiadłości*. Nie przed trudnością lub niewygodą się zawahał. Wszak zachowywał wszystkie przykazania *od młodości*. Czego nie potrafił przyjąć, to – faktu nieposiadania osobistej, indywidualnej własności. Jezusowa grupa wędrownych uczniów żyła we wspólnocie daru, we wspólnocie dzielonej prostoty życia, w której nikt nie posiadał rzeczy prywatnych. W kontekście aktualnej globalizacji rynku kapitalistycznego podjąć tego rodzaju życie znaczy, dla ludzi współczesnych, kształtowanie innego ekonomicznie świata.

> Inne opowiadanie ewangeliczne, przypowieść o robotnikach jedenastej godziny (por. Mt 20,1-16) ilustruje drugą cechę ekonomii tego innego świata, który tworzą osoby zakonne. Gospodarz winnicy, jako obraz Boga, zatrudnia wielu robotników, zaczynając od tych, przyjętych do pracy wczesnym rankiem, a kończąc na grupie zatrudnionej w ostatniej godzinie. Umawia się z robotnikami, że zapłaci każdemu sprawiedliwie i pod koniec dnia wypłaca każdemu taką samą kwotę. Chce też, by ci z najwcześniejszej zmiany widzieli, ile otrzymują robotnicy zatrudnieni o godzinie piątej po południu. Robotnicy zatrudnieni rano są oburzeni. Czy nie powinno być tak, że ludzie, którzy pracują dłużej i ciężej, winni otrzymać więcej niż ci, którzy mniej pracują? Czy wynagrodzenie nie powinno być proporcjonalne do wykonywanej pracy?

Jednak gospodarz, obrazujący tu Boga, tłumaczy, że działa według innego systemu ekonomicznego. Żaden z nich na nic nie zasłużył; wszystko jest darem! Boża wspaniałomyślność, nie wysiłek osobisty, jest źródłem tego, co każdy otrzymał. Właściciel winnicy pyta dlatego: *Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?* Wszystko, co mamy, otrzymujemy z hojności Boga. Bez tego, kim jesteśmy, bez naszej siły i talentów oraz *zatrudnienia* nas przez Boga, nie moglibyśmy nic uczynić. Nasz system nabywania dóbr przez zarobek jest prowizorycznym, ludzkim układem w ekonomii handlu. Nie wyraża on naszej prawdziwej relacji do dóbr materialnych, które są zawsze darem Boga dla nas, i naszym darem dla siebie wzajemnie.

Jeszcze bardziej znacząca jest skala wypłaty gospodarza winnicy. Umówił się z robotnikami, że otrzymają *co będzie słuszne*, a to oznacza *wynagrodzenie za dzień pracy*, to jest tyle, ile człowiek potrzebuje, by żyć. Potrzeba zaspokojona przez *wypłatę za dzień* różni się bardzo u poszczególnych osób i kultur. Lecz niezależnie od środowiska prawdą jest, że tym, którzy mogą pracować więcej, nie potrzeba więcej oprócz środków koniecznych do życia i pełnienia posłannictwa. Zaś ci, którzy nie mogą tyle pracować, niekoniecznie potrzebują mniej; przeciwnie, ich potrzeby mogą być nawet większe. Wszyscy powinni wnosić swój wkład do wspólnego dobra i otrzymywać tyle, ile potrzebują. Gospodarz winnicy nie chce, aby ktokolwiek trwał w bezczynności. Prawo do życia oraz środki potrzebne do jego utrzymania nie są dyktowane tym, co robimy. Praca jest bowiem nadmiarem w życiu utrzymywanym na odpowiednim poziomie. Oddzielenie pracy od prawa do środków podtrzymujących życie jest fundamentalnym odwróceniem naszej ludzkiej iluzji, że my *utrzymujemy siebie* przez swoją pracę, oraz płynącego stąd logicznego wniosku, że ludzie mniej zdolni do pracy zasługują na to, by cierpieli niedostatek. Jezus mówi, że wszyscy powinni wnosić swój wkład, taki, na jaki ich stać, ale też wszyscy muszą otrzymać to, co jest im potrzebne do życia.

> Takie jest podejście do pracy we wspólnym projekcie służby apostolskiej, cechujące wspólnotę zakonną, która traktuje poważnie swoje wspólnotowe życie w ubóstwie. Każda osoba zakonna ma pracować tyle i tak dobrze jak potrafi. Dlatego osoby zakonne nie odchodzą od pracy apostolskiej *na emeryturę* w pewnym wieku swego życia, by nie pracując żyć z oszczędności, które nagromadziły ze swych zarobków. Osoby te nie wzbogaciły się przez pracę i oszczędzanie. Osoby zakonne osobiście nie zarabiają, ale pracują i otrzymują wynagrodzenie jako przedstawiciele/-ki swojego zgromadzenia. Gdy w pewnym okresie życia, z powodu wieku lub choroby nie mogą już *znosić ciężaru dnia i spiekoty*, działają nadal apostolsko w taki sposób, w jaki potrafią, i otrzymują swoje *dzienne wynagrodzenie* we wspólnocie, tak jak wtedy, gdy były w pełni czynne.

Innymi słowy, w ekonomii daru, zwłaszcza gdy chodzi o radykalną wersję takiej ekonomii, wymagającą całkowitego wyrzeczenia się własności i pełnej zależności ekonomicznej, wszystkie rzeczy są wspólne, wszyscy pracują, ile potrafią i tak dobrze jak potrafią, wszyscy otrzymują utrzymanie i opiekę według swych potrzeb. Nie istnieje żadna, oparta na ekonomii, klasa społeczna, żaden status, żadna władza czy wpływ pochodzący z większego bogactwa, żadna zależność; nie istnieje też wstyd związany z ubóstwem, nie istnieje nędza, jak długo są jakiekolwiek środki do wspólnego dzielenia się nimi we wspólnocie. Ekonomia daru jest materialną bazą dla radykalnie egalitarystycznej wspólnoty uczniów, jaką założył Jezus.

> Taka wspólnota nie tylko sprzyja właściwej relacji członków do Boga (tj. radosne ubóstwo ducha wyrażające się w zależności od Opatrzności Bożej i w otwartości na innych) oraz relacji do drugich (tj. w autentycznie wspólnotowym życiu ewangeliczną przyjaźnią równych sobie), ale uzdalnia ona także wspólnotę do bezinteresownej i wspaniałomyślnej służby apostolskiej, gdzie członkowie działają nie jak płatni wykonawcy usług w ekonomii handlu, ale jako siostry i bracia wobec bliźnich będących w potrzebie.

Zgromadzenia zakonne tradycyjnie wybierają prace apostolskie wśród tych, którym inni służyć nie chcą właśnie dlatego, że ci ostatni nie są w stanie zapłacić w ogóle lub wystarczająco dobrze za służbę, z której korzystają. Osoby zakonne mogą sobie pozwolić na służbę potrzebującym, ponieważ nie usiłują się wzbogacić przez swą pracę. Dzięki temu ci, którym osoby zakonne służą, nie czują się ani wykorzystani, ani pomniejszani czy traktowani przez osoby zakonne protekcjonalnie; osoby zakonne służą im z Bożego współodczuwania. Ludzie ubodzy fizycznie, umysłowo i duchowo – to nie żebracy, ale bracia i siostry, najpierw Jezusa, a potem tych, którzy im służą im w imię Jezusa.

Pensje osób zakonnych, których prace są dobrze płatne, zyski z roztropnych lokat, dary hojnych dobroczyńców mogą pomóc w utrzymaniu dzieł apostolskich, które same nie są zdolne się utrzymać.

Jednak, może się zdarzyć, że zgromadzenie może dać się porwać dynamice kultury handlu, że zaczyna nie dostrzegać rzeczywistej, naprawdę radykalnej różnicy między służbą apostolską, a zatrudnieniem członkiń/ członków dla zarobku, nawet jeśli te dwie sytuacje istnieją równocześnie. Dalej, może się zdarzyć, że osoby zakonne poddają się sile kościelnych programów, które są obce ich własnej charyzmatycznej tożsamości, i w ten sposób stają się raczej tanimi zespołami roboczymi aniżeli przedstawicielami samostanowiącego o sobie zgromadzenia. Ale tak nie musi się stać, jeśli wspólnota w sposób refleksyjny wybiera prace apostolskie, jeśli podejmuje decyzje i rozumie unikalność ekonomii tworzonej przez profesję ewangelicznego ubóstwa i jej odniesienie do pracy apostolskiej.

> I wreszcie, autentyczne życie ekonomią daru wśród ekonomii handlu może być profetycznym świadectwem, stanowiącym wyzwanie dla podstawowych założeń nowoczesnego kapitalizmu, podobnie jak było nim wobec słuchaczy Jezusa, Jego zaproszenie skierowane do bogatego młodzieńca i przypowieść o najemnikach. Takie życie mówi bardzo skutecznie, że wyłącznie naśladowanie ubogich i/ lub praktykowanie radykalnego wyrzeczenia, nie może być samo w sobie dowodem na to, że bogactwo materialne nie jest główną wartością w życiu, że wszystkie dobra materialne są przemijające i warunkowe, że wszyscy ludzie mają prawo do tego, czego potrzebują, że zachłanność i gromadzenie zapasów oraz widoczna konsumpcja nie są cnotami, ale czymś złym, i że przemoc stosowana wobec ludzi w obronie własności nie jest nigdy usprawiedliwiona. Jeśli każdy członek/ każda członkini zgromadzenia będzie żył/ żyła poważnie i konsekwentnie zakonnym ślubem ubóstwa, wtedy niezależnie od tego gdzie, teraz lub w przyszłości, dane zgromadzenie będzie istniało, jego duchowość, życie wspólnotowe, apostolat i jego świadectwo będą skutecznym wyzwaniem dla świata kształtowanego na ewangelicznej wizji Królestwa Bożego wobec świata budowanego na wartościach królestwa szatana.

III. Profetyczne posłuszeństwo: polityka Królestwa Bożego

Obecnie poświęcę kilka chwil drugiemu ślubowi, posłuszeństwu, przez które osoby zakonne kształtują inny świat, który demaskuje i rzuca wyzwanie królestwu szatana. Ten ślub wymaga dziś nowej pełnej interpretacji, ponieważ samo pojęcie posłuszeństwa zostało poważnie zniekształcone i skażone przez światową politykę przemocy i zniewalającą dominację. Wyczerpujące potraktowanie posłuszeństwa wymaga gruntownej dyskusji nad znaczeniem współzależnych kategorii wolności i władzy, nie możemy się tu jednak zająć tymi tematami. Skoncentrujemy więc uwagę na tym, jaki wkład ma profetyczne posłuszeństwo w polityczną organizację zakonnej wspólnoty rozumianej jako szczególna realizacja innego świata Królestwa Bożego.

Jak ubóstwo dotyczy dóbr materialnych i dlatego porządku ekonomicznego, tak posłuszeństwo dotyczy władzy i dlatego porządku politycznego. Jak w ubóstwie nie chodzi o wyrzeczenie się dóbr materialnych, ale o wypracowanie ewangelicznej relacji do nich [mianowicie wyzbycie się posiadania własności, co staje się pomocą kształtowania innego świata, świata ekonomii daru], tak w posłuszeństwie nie chodzi o wyrzeczenie się władzy, ale o profetyczne sprawowanie władzy jako autentycznej wolności, co uczyni życie wspólnoty zakonnej i jej posłannictwo innym politycznie światem, mianowicie utworzy wspólnotę uczniów równych sobie we wspólnocie i posłannictwie. Naszym pytaniem jest: jak wygląda Królestwo Boże pod względem politycznym?

Mimo faktu, że życie zakonne w ciągu swej długiej historii było organizowane i funkcjonowało naśladując dostępne modele świeckie, zwłaszcza modele cesarstwa lub boskiej monarchii, dzisiaj zaś w pewnym stopniu naśladując w niektórych krajach model quasi-demokratyczny, jednym z uderzających faktów odnośnie życia zakonnego jest to, że nie jest ono naturalną społecznością, i dlatego organizowanie go politycznie, według modeli świeckich, zadaje gwałt samej jego istocie.

Założenia wszelkich form hierarchicznych organizacji politycznych, zwłaszcza tych, które opierają się na ontologicznych nierównościach, domagają się tego, by niektórzy, np. członkowie rodziny królewskiej, biali, mężczyźni, duchowni, ludzie wolni itp., z boskiej woli i zrządzenia, rządzili innymi – takimi jak np. ludzie prości, ludzie kolorowi, kobiety i dzieci, nie mający święceń, niewolnicy itp. Ale ontologiczne nierówności, które uważa się za podstawę hierarchii i jej rządów w społecznościach świeckich, a nawet kościelnych, faktycznie nie istnieją we wspólnotach zakonnych. We wspólnocie zakonnej, gdzie podłożem jest równość, nie potwierdza się też demokratyczne pojęcie rządów większości, rozumianych jako *jedna osoba, jeden głos*. Innymi słowy, wspólnota zakonna w swej naturze nie jest ani instytucją hierarchiczną ani demokratyczną.

Życie zakonne nie jest społecznością zrodzoną w sposób naturalny, ale dobrowolnie wybraną.

+ Po pierwsze, nie ma tam dzieci, nad którymi rodzice mają naturalną, i może jedynie autentyczną (choć tylko czasową) władzę hierarchiczną. Każdy wybiera życie zakonne jako wolny człowiek dorosły.

+ Po drugie, wspólnoty zakonne są zwykle wspólnotami członków tej samej płci, dlatego niesłusznie przyznawana przewaga mężczyzny nad kobietą nie ma tu zastosowania.

+ Po trzecie, ślub ubóstwa likwiduje klasy, hierarchię opartą na materialnym bogactwie.

+ Po czwarte, osoby zakonne opuszczają swą naturalną rodzinę, więc np. pochodzenie szlacheckie lub jego brak są tu nieważne, do tego stopnia nawet, że w przeszłości ukrywano w klasztorach swoje rodzinne nazwiska.

+ Wreszcie, nikt nie rodzi się do życia zakonnego i nikt nie ma obowiązku wybrać go dla swego zbawienia i uświęcenia, stąd wspólnota nie ma nieograniczonej władzy nad członkami.

Krótko mówiąc, wspólnota zakonna jest społecznością złożoną z równych, wolnych osób dorosłych, które dobrowolnie wybrały życie wspólne, nie w pierwszym rzędzie, by być dla siebie wzajemnie (jak w małżeństwie), ani nie po to przede wszystkim, by robić coś wspólnie (jak w firmie biznesowej), ale dlatego, że miłość do Chrystusa i pragnienie, by żyć Ewangelią w sposób szczególny, pociągnęła ich do wspólnej realizacji tego ideału. Relacje członków wspólnoty do siebie wzajemnie oraz prace apostolskie, które wspólnie podejmują, płyną z tego szczególnego oddania się Chrystusowi, w odpowiedzi na osobiste powołanie, nad którym nikt nie może mieć władzy.

Ale horrory holokaustu dokonywane w ślepym posłuszeństwie wobec państwowej władzy, oraz analiza dokonana przez feministki, określająca, że hierarchia jest w swej istocie niefunkcjonalnym systemem dominacji, opartym na dychotomicznym dualizmie, rzuciły światło na naszą refleksję o tym, do jakiego rodzaju porządku politycznego wzywa chrześcijan Ewangelia; chodzi o to, by na podstawie Ewangelii wyobrazić sobie i urzeczywistniać prawdziwą wspólnotę uczniów.

Wspólnota uczniów, którą Jezus zgromadził wokół siebie, nie była skorygowaną wersją założonej religijnej instytucji judaizmu, czy rzymskiego cesarstwa. Była ona czymś radykalnie nowym, pokrewieństwem wiary, nie krwi (por. Łk 11,27-28), w którym nie ma być ojców (por. Mt 23,8-10), a wszyscy, którzy słuchają i pełnią wolę Boga, są braćmi, siostrami, matkami w Jezusie (por. Mk 3,35). Jest to wspólnota wierzących, w której nie ma rabinów ani nauczycieli, którzy nakładają na ludzi niemożliwe do uniesienia ciężary. Wszyscy bowiem są uczniami tego samego Nauczyciela, Chrystusa (por. Mt 23,6-11). To ma być polityczna jednostka, w której jednak nie ma rządzących narzucających swoją wolę innym i uważających się za dobrodziejów (Mt 20,24-28), wszyscy bowiem są wezwani do wzajemnej służby w naśladowaniu Jezusa, który oddał za nich swoje życie. Jezus stwierdził kategorycznie, że panowanie silnych jest sposobem przyjętym przez świat, powiedział jasno: *nie tak będzie u was* (Mt 20,26; Mk 10,43).

Wspólnota Jezusa to, według trafnego zdania Elżbiety Schüssler Fiorenza, wspólnota równych sobie uczniów. Szeroki rozwój struktury hierarchicznej w Kościele instytucjonalnym, struktury, która ucieka się do stosowania zniewalającej władzy jako normalnego sposobu kontroli/ prowadzenia, często czyni tę ewangeliczną wersję chrześcijańskiej wspólnoty wirtualnie nierozpoznawalną i stwarza konieczność profetycznego świadectwa o nowym rodzaju politycznego porządku, jaki powołał do życia Jezus, świadectwa potrzebnego nie tylko światu, ale także instytucjonalnemu Kościołowi.

Zamordowanie Jezusa na skutek zmowy państwa i instytucji religijnej świadczy o wywrotowym charakterze tego, co Jezus proponował, oraz o fundamentalnej zgodzie użycia władzy przez te dwie instytucje. Jezusowa wizja relacji między Jego naśladowcami całkowicie obala systemy polityczne, zarówno religijne jak świeckie, gdy działają poprzez zniewalanie podwładnych przez mających władzę.

Życie zakonne, jeśli traktuje poważnie swoją istotę, [to, czym jest wg zamysłu Boga], jeśli jest czysto dobrowolną społecznością tych, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je, jeśli jest grupą uczniów równych sobie, zjednoczonych we wspólnej służbie, może stać się alternatywnym światem politycznym, który głosi zarówno świeckim jak i kościelnym władzom, że prawdziwie niehierarchiczna wspólnota sióstr i braci zjednoczonych wokół Jezusa zmartwychwstałego, Jezusa, który stał się ofiarą struktur władzy tego świata – jest możliwa.

Uciekanie się w laickim społeczeństwie, w Kościele instytucjonalnym, a często w życiu zakonnym do świeckich struktur politycznych hierarchii i zniewalania, płynie z lęku, że jakikolwiek inny porządek polityczny nieuchronnie zwyrodnieje i zamieni się w chaotyczną wojnę wszystkich przeciw wszystkim i to dla osobistej korzyści.

Wydaje się, że tylko struktura hierarchiczna, w której mający władzę, będący przekonani, że przemawiają w imieniu Boga, poddają także siebie i swoich zastępców nadzorowi, może zapobiec takiej katastrofie. Nie jest to pozorny lęk, ale wyraz rozpaczy, która unicestwia nadzieję zmartwychwstania. Natura ludzka jest rzeczywiście skłonna do przemocy, którą tradycja nazywa grzechem pierworodnym, czyli wpływem złego ducha, księcia tego świata. Nawet za życia Jezusa zły duch wmieszał się w dynamikę władzy wśród uczniów Jezusa manewrujących o prestiż i władzę nad sobą wzajemnie i usiłujących kontrolować relacje innych do Jezusa. Jezus nie akceptował takiej dynamiki władzy i nie uważał jej jako nieuniknioną i niepokonaną.

Odmówił wyznaczania preferowanych miejsc w Królestwie Bożym (por. Mt 20,20-28 i paralelne), nie kazał jednej uczennicy zmienić postępowania według woli drugiej (por. Łk 10,38-42), nie pozwolił odpychać dzieci (por. Mk 10,13-14 i paralelne), kobiet, Samarytan czy pogan, chorych lub niepełnosprawnych jako niższych, nie zamknął grona swych uczniów przed społecznością (por. Łk 19,1-10) ani instytucji religijnych przed ludźmi marginesu (Łk 7,36-50); nie pozwolił uczniom spuścić ognia na tych, którzy nie mieli ich pozwolenia na przepowiadanie (por. Łk 9,51-55). Twierdził, że pierwsi będą ostatnimi, zaś ostatnich podniósł do rzędu pierwszych; żądał, by Jego uczniowie byli sługami wszystkich. Do swego ostatniego tchnienia Jezus przyjmował skazańców jako swych współobywateli w Królestwie Tego, którego nazywał swym *Ojcem*, odmówił odwetu wobec swych prześladowców lub nawet potępiania nie żałujących (por. Łk 23,32-43), nie nadużywał władzy wobec nikogo ani nikogo nie zniewalał. Jednak Jezus nie był naiwny. Nie mówił, że takie postawy *sprawdzą się* w światowym znaczeniu tego słowa. Polityka dominacji była zawsze stosowana przez świat. Jezus tak naprawdę powiedział [uczniom], że *między wami nie tak będzie*/ musi być inaczej, wy zostaliście wezwani przez Tego, który umywał wam nogi (por. J 13,1-15) i który nie zastosował siły swej władzy nawet dla ocalenia swego życia (por. Mt 26,53; J 18,19-11).

Oczywiście, jeżeli życie zakonne ma być spokojnym, uporządkowanym i apostolsko skutecznym stylem życia, które daje świadectwo alternatywnej formy życia wspólnoty w służbie Ewangelii, musi stosować kryteria i procedury, przy pomocy których decyduje się o tym, co czynić i jak postępować.

Posłuszeństwo, które etymologicznie pochodzi od słowa *słuchać*, jest zasadą tej niehierarchicznej organizacji ewangelicznej. Posłuszeństwo – zakonny ślub słuchania zawsze i w pierwszym rzędzie głosu Boga, szukania w sposób wyraźny woli Boga w tym świecie. Posłuszeństwo nie jest ślubem uległości wobec heteronomicznej władzy, ale dotyczy serdecznego słuchania głosu Tego, który naprawdę ma prawo do naszego posłuszeństwa. Praktykowanie posłuszeństwa we wspólnocie jest specyficznym i konkretnym sposobem słuchania, jakim charakteryzuje się życie zakonne.

W przeszłości osoby zakonne szukały głosu Boga prawie wyłącznie w regule i woli przełożonego. Istniało założenie, iż w stopniu w jakim ktoś nie pełni własnej woli, ale wolę drugiego, wypełnia wolę Bożą. Nowoczesna psychologia jak również nieszczęścia będące skutkiem ślepego posłuszeństwa, stawiają takie podejście pod wielkim znakiem zapytania. W najlepszym przypadku takie *posłuszeństwo* prowadzi do infantylizmu, w najgorszym – wspiera prawdziwe zło.

Sobór Watykański II, zwłaszcza w Gaudium et Spes i w Perfectae Caritatis usilnie wezwał wszystkich chrześcijan, łącznie z osobami zakonnymi, do poszerzenia centrum zainteresowania w poszukiwaniu planów Boga. Mamy odpowiadać na *znaki czasów* – szczęśliwie niesprecyzowane pojęcie, obejmujące rozwój historyczny i kulturalny, przemiany społeczne, postępy wiedzy oraz pogłębioną świadomość kosmicznego kontekstu ludzkiej przygody. Możemy i musimy poważnie rozważać nasze osobiste i wspólne doświadczenie, by poznać, co wspiera nasze życie w Chrystusie i co buduje Królestwo Boże, a co temu przeszkadza. Ewangelia musi być ostateczną normą wszelkiego życia chrześcijańskiego, musi pozostać trwałym źródłem duchowości oraz sercem każdej refleksji teologicznej i praktyki kościelnej.

Trzeba słyszeć i brać pod uwagę charyzmat założycieli, potrzeby Kościoła i świata, dary i inicjatywę członków, jak również konstytucje i słuszne tradycje oraz autorytet przełożonych.

Pytaniem pozostaje: jak należy traktować tę falę napływających informacji, aby nas nie sparaliżował zalew nie skoordynowanych danych i nie polaryzował nas przez liczne i kolidujące z sobą programy, ale by wspólnota mogła żyć spokojnie i prowadzić skutecznie działalność apostolską. Odpowiedź oczywiście brzmi: podjąć *rozeznawanie*. Zamiast uciekać od trudnej pracy rozeznawania przez bierną rezygnację z osobistego autorytetu i przerzucanie odpowiedzialności na regułę, tradycje czy na przełożonego, osoby zakonne muszą energicznie przeprowadzać rozeznawanie w atmosferze równości i wolności, starając się usłyszeć Boży głos w tym zgiełku świata oraz w subtelnym wciąż jeszcze głosie przemawiającym do nas na modlitwie. To jest pracą całej wspólnoty, nie tylko przełożonych, chociaż w tym procesie poszczególni członkowie mają różne role, w różnych momentach rozeznawania.

W ciągu swej długiej historii życie zakonne rozwinęło tradycję mądrości, zawartą w dokumentach założycielskich, w zdrowych tradycjach i zwyczajach oraz w wartościowym doświadczeniu, które odgrywa uprzywilejowaną rolę w pracy rozeznawania. Ta tradycja musi się nieustannie rozwijać, gdyż nawet najlepsza wiedza ludzka nie jest wiedzą Boską. Nie musimy zaczynać od początku, ilekroć stajemy przed decyzją. Co więcej, osoby zakonne mają rozwinięte sposoby wybierania liderów/ przełożonych, którzy, gdy są w urzędzie, pełnią uprzywilejowaną rolę w odniesieniu do dobra wspólnego, łącznie ze sformułowaniem wspólnej wizji i decyzji. Przełożeni i członkowie muszą umieć odróżnić megalomanię czy ideologiczną manię, jak również zewnętrzne zastraszanie, od autentycznego przewodnictwa, które pomaga skupiać się na dobru wspólnym w czasie procesu rozeznawania, bez zakładania kiedykolwiek, że troska o dobro wspólne jest wyłącznym charyzmatem czy wkładem osób piastujących urząd.

Jeśli w przeszłości posłuszeństwo było rozumiane jako poddanie czy uległość, to dzisiaj jest ono bardziej rozumiane jako odpowiedzialne uczestnictwo i szczera współpraca. Współpracować znaczy pracować razem. Życie zakonne jest pracą razem, w Duchu Świętym, wszystkich członków zgromadzenia w kształtowaniu stylu życia i efektywnym wypełnianiu posłannictwa.

Przez ślubowanie posłuszeństwa każdy członek/ każda członkini zobowiązuje się do tego zadania [wspólnego rozeznawania], w porę i nie w porę, gdy to wygodne i niewygodne, gdy jego/ jej własne pomysły i projekty są uwzględniane czy też nie. Ślubować posłuszeństwo to zobowiązać się do uczestniczenia w procesie rozeznawania i w pracy wprowadzania w życie i apostolat owoców rozeznawania. Trwanie przy stole rozeznawania, powrót po chwilowym zniechęceniu, lęku, czy nawet rozpaczy, mówienie z odwagą i słuchanie z wrażliwością, dawanie odpowiedzialnych odpowiedzi na decyzje płynące ze wspólnego rozeznawania i/ lub sformułowane przez prawowite autorytety – to wszystko stanowi część posłuszeństwa.

Uważać posłuszeństwo nie jako alienację własnej wolności i odpowiedzialności przez poddanie, ale jako realizację wolności przez uczestnictwo i współpracę – znaczy uznać i akceptować pewne zasady, które wyłoniły się w praktyce przy odnowie zgromadzeń po Soborze. Jednak, chociaż wiele zgromadzeń instynktownie weszło na drogę odnowy, w duchu Soboru i Ewangelii, w kierunku odhierarchizowania i zdemilitaryzowania posłuszeństwa, to jednak często nie zdołały określić ani przyswoić sobie w pełni ewangelicznego przesłania tych zasad. Rezultatem tego może być niepewność, pogłębiona odrzuceniem teoretycznie i próbą unicestwienia w praktyce tych zasad przez niektóre kręgi hierarchii Kościoła instytucjonalnego.

To, co nazywam współczesnym rozumieniem posłuszeństwa, tak jak się ono wyłania w odnawiających się zgromadzeniach, nie jest rewolucją przeciw dyktatorstwu przeszłości ani odrzuceniem prawowitych autorytetów. Nie jest to także ciche obumieranie autorytetu i posłuszeństwa, gdy każda osoba wykonuje to co do niej należy, okazyjnie informując przełożonych o swoich decyzjach.

Zgromadzenia zakonne nie przyjęły sakralizowanej demokracji, w której osoba głosuje (lub też nie przejmuje się tym) i żyje wolą większości. Ja mówię o opartej na Ewangelii profetycznej organizacji sprawowania władzy we wspólnocie, w celu zwiększenia wolności w służbie osobistej świętości i w apostolacie.

Pozostaje mi podać częściowy zestaw pewnych zasad posłuszeństwa, z zaznaczeniem ich ewangelicznych korzeni i ich profetycznego potencjału.

+ Po pierwsze, powyższy opis jest oparty na przesłance, iż życie zakonne jest taką formą życia, które gromadzi razem dorosłych chrześcijan, osoby wolne, odpowiedzialne i oddane, które są radykalnie równe jako istoty ludzkie, a zwłaszcza jako dzieci Boga, i których równość nie zostaje zniesiona lub wystawiona na kompromis przez ustanowione na jakiś czas osoby przełożonych/ autorytetu. Wspólnota stale czyni wysiłki popierania rozeznawania i podejmuje odpowiednio zobowiązania.

+ Po drugie, profetyczne posłuszeństwo wymaga ogromnego aktu wiary w moc łaski działającej w ludziach dobrej woli, by mogli przezwyciężać nieustannie własną wolę, chęć dominowania, szukania przywilejów, uciekania się do zniewalania innych, które to cechy są właściwe dla sytuacji człowieka będącego jeszcze pod wpływem księcia tego świata.

+ Po trzecie, takie posłuszeństwo potwierdza, że ludzka inteligencja i dobroć w służbie wspólnego dobra, motywowana gorącą miłością do Chrystusa, potrafi rozeznać plany Boga w stopniu koniecznym do podejmowania decyzji, które muszą być podjęte i istotnie to czyni. Taka wspólnota ma odwagę korygować swoje błędy i wprowadzać w czyn swoje dobrze przemyślane decyzje.

+ Po czwarte, taka wizja posłuszeństwa opiera się na darze wolności, którego nie można nikogo pozbawić, na prymacie sumienia, na zdolności przyjmowania odpowiedzialności za siebie i innych, na pokornym uświadamianiu sobie faktycznego ograniczenia całego ludzkiego wysiłku w poznawaniu i działaniu, oraz na zaangażowaniu się w procesy i wyniki rozeznawania.

+ Wreszcie, osoba zakonna uznaje w pełni powagę posłuszeństwa, uznaje powagę podjęcia takiego zobowiązania przez profesję, tj. ślubowania dozgonnie czynnego uczestniczenia w tej ewangelicznej formie życia politycznego [dynamiczna organizacja życia zakonnego] jako uporządkowanego sposobu własnego wzrastania w Chrystusie i własnego oddania się Królestwu Bożemu. Osoby zakonne nie współpracują jedynie dla dobra wspólnego z braku własnej aktywności czy z przyjemności, wtedy kiedy mają czas i ochotę to czynić. Nie, one przez ślub posłuszeństwa podejmują się pełnego uczestniczenia w życiu i pracy apostolskiej zgromadzenia. Życie na obrzeżach wspólnoty, minimalne uczestniczenie w życiu wspólnoty – nie są uzasadnionym ani właściwym wyborem, ale pogwałceniem ślubowanego posłuszeństwa. Uczestniczenie obejmuje wszystkie większe wymagania oraz przykre nieraz szczegóły finansowej i apostolskiej sprawozdawczości, jak również poświęcenie czasu i sił takim sprawom jak praca w komisjach, konsultacje i kapituły, a niekiedy nawet oddanie siebie w podjęciu urzędu lub przejęciu pełnoetatowej służby na rzecz wspólnoty. To wymaga nieraz ogromnej pracy nad opanowaniem siebie, wymaga wysiłku rozumienia i rozwiązywania różnic istniejących w relacjach między członkami lub z przełożonymi. Czasami posłuszeństwo wymaga autentycznego wyrzeczenia się siebie dla dobra wspólnego.

Podobnie jak ewangeliczne ubóstwo i konsekrowana czystość, profetyczne posłuszeństwo charakteryzuje każdy moment każdego dnia w życiu osoby zakonnej, która złożyła śluby, nie dlatego, że przestrzega reguły lub spełnia rozkaz przełożonego o każdym czasie, ale dlatego, że żyje ustawiając wciąż jedno ucho na najmniejszy znak woli i działania Boga w świecie i nastawiając serce tak, by było zawsze gotowe do wypełnienia tej woli w swym życiu i w pracy apostolskiej.

Jestem przekonana, że życie w duchu posłuszeństwa w budowaniu Królestwa Bożego może wprowadzić życie zakonne w przyszłość pełną nadziei, i że to się już dzieje.

IV. Zakończenie

Proszę pozwolić, że zakończę wracając do naszego założenia, mianowicie, że przez śluby zakonne osoby zakonne kształtują inny /alternatywny/ świat, który na podstawie Ewangelii rzuca profetyczne wyzwanie mocom księcia tego świata. Ten alternatywny świat nie jest miejscem ani grupą ludzi. Jest on budowaniem rzeczywistości, sposobem wyobrażania sobie i kierowania podstawowymi wartościami ludzkiego życia (dobra materialne, władza i wzajemne relacje); wyraża on i wspiera wartości ewangeliczne Królestwa Bożego. Osoby zakonne nie tylko tworzą ten świat jako swoje środowisko, ale pośród tego świata służą, dążąc do utworzenia innej przyszłości.

Ikona Kongresu – Samarytanka u Jana 4 oraz Dobry Samarytanin u Łukasza 10 – jest bardzo wymownym symbolem tego nowego świata. Samarytanizm, znak tożsamości religijno-etnicznej w czasach Jezusa, był podstawą odstręczania, marginesowości, wykluczania, niższości w stosunku do Narodu Wybranego. Żydzi i Samarytanie nie mieli z sobą nic wspólnego, nie używali niczego wspólnie, nie uprawiali kultu na tym samym miejscu, nie przyjmowali tego samego kanonu Pisma Św.

Obydwie perykopy mówią o przekroczeniu tych sztucznych granic, przełamaniu murów separacji, wywróceniu struktur siły, pozbawieniu przywileju, połączeniu razem tego, co prywatne i wzajemnie się wykluczające, dla zbudowania nowej wspólnoty na świecie.

Dialog Jezusa z Samarytanką zaczyna się od Jezusowej prośby o dar wody. A gdy kobieta powołuje się na ekskluzywność, która zakazuje jej spełnić Jego prośbę, Jezus proponuje jej dar, źródło wody żywej wytryskującej ku życiu wiecznemu. To zaproszenie do wzajemnego obdarowania, do ekonomii daru raczej niż zachowania czegoś dla siebie, prowadzi do dyskusji nad teologiczną podstawą podziału między Żydami a Samarytanami, nad patriarchalnymi początkami, nad prawdziwym kultem i tożsamością Mesjasza. Obalenie przez Jezusa biologicznych, geograficznych, historycznych, czy nawet rytualnych kryteriów prawdziwej religii na korzyść oddawania Bogu czci w Duchu i prawdzie, ustala nowe kryterium łączenia ludzi.

Jezus mówi, że wszyscy, którzy wierzą, mogą wejść do Jego nowej rodziny wiary, stać się uczniami na zasadzie równości, nie dzięki swej patriarchalnej genealogii, swym ortodoksyjnym praktykom, biblijnym gwarancjom lub tradycjom.

Jezusowa proklamacja: *ani na tej górze, ani w Jerozolimie*, ale *w Duchu i prawdzie* relatywizuje wszelkie testy lakmusowe na korzyść Bożej inkluzywności i równości opartej na wierze, tj. na wolnej wrażliwości wobec wolnego daru Boga.

Obrazem tego nowego obdarowania jest wzajemny dar między mężczyzną a kobietą, Żydem a Samarytaninem. W tej scenie, która obrazuje to nowe obdarowanie, nie ma wykorzystania seksualnego ani wyższości ze strony mężczyzny, ani manipulacji przez kobietę, jest natomiast wzajemny szacunek między równymi. Nie ma ekonomicznego pośredniczenia, gdy Jezus bezinteresownie dzieli się samą swoją tożsamością i Bożymi darami (por. J 4,26) z kobietą, która przyjmuje je i dzieli się tym, co otrzymała, ze współmieszkańcami swego miasta (por. J 4,29). Nie ma wywierania dominującej władzy między tymi dwojga, którzy odnoszą się do siebie wzajemnie jako równi, rozeznając przy pomocy dialogu wolę i działanie Boga w tym świecie, w otwartości na całkowicie nową możliwość. W tej maleńkiej scenie w Sychar, seksualność, dobra materialne i władza zostały włączone w nowe stworzenie. Powstaje nowy świat, w którym książę tego świata nie ma żadnego udziału.

Wiersz 27 tej perykopy ukazuje jak radykalne jest Jezusowe objawienie. Uczniowie, jako mężczyźni, wracając z miasta, są zaszokowani tym, że Jezus rozmawia z kobietą, a nawet, jak się to wkrótce okaże, włącza ją do swego posłannictwa. Okazuje się, że ani bycie uczniem ani posłannictwo nie należą wyłącznie do mężczyzn, mężczyźni nie są jedynymi, którzy są odpowiedzialni za posłannictwo (por. J 4,37-38). Są wezwani, by żąć i zbierać to, co inni zasiali i nad czym się natrudzili; są wezwani, by podjąć tę pracę, której sami nie zaczynali i nad którą nie mieli dotąd żadnej kontroli.

Powracający uczniowie są nadto zaniepokojeni, że ich rola jako jedynych zaopatrzeniowców Jezusa w sposób naoczny została przez kogoś przejęta [i to przez kobietę?], która widocznie *przyniosła Mu coś do zjedzenia* bez ich wiedzy lub pozwolenia (por. J 4,32-33). Ale Jezus patrzy poza fizyczny głód, który absorbuje Jego uczniów, do horyzontu nowego rozdawnictwa, jakie rozpoczyna. Chodzi o czas, którego pragnie Bożym pragnieniem, gdy powszechna zbawcza wola Boga będzie się spełniać daleko poza Izrael. Zbawiciel świata (J 4,42) widzi zwiastunów tego nowego dnia w Samarytanach, ludziach znienawidzonych, zepchniętych poza nawias, ale przychodzących do Niego dzięki świadectwu kobiety (por. J 4,39).

Przypowieść u Łukasza o Dobrym Samarytaninie przekazuje podobną naukę o przekroczeniu sztucznych granic. Hierarchiczne granice czystości, prestiżu i władzy ukazane są w osobach dwóch duchownych, którzy minęli napadniętego człowieka. Samarytanin natomiast, sam uważany za religijny wyrzutek w żydowskim środowisku, choć wydaje się być finansowo dobrze sytuowany, zatrzymuje się ze współczuciem, zniża się do poziomu ofiary i traktuje rannego jak równego sobie człowieka. Bezinteresownie dzieli się z ofiarą tym wszystkim, czego ranny potrzebuje (Łk 10,33-35). A Jezus mówi, że czyni tak dlatego, bo uznaje tego nieszczęśliwego człowieka, wroga nawet, za swojego bliźniego. Naprawdę, ten Samarytanin, który nie zważa na żadne granice ustanowione przez społeczeństwo i religię, by traktować jako równego kogoś, którym – mając do tego wiele powodów – mógł wzgardzić i go nienawidzić, który nie cieszy się z nieszczęścia tego członka klasy gnębicieli, jest obrazem Tego, który będąc Bogiem, nie uważał Bóstwa za coś, do czego mógł przylgnąć, ale ogołocił samego Siebie, by stać się jednym z nas, nam równym (por.Flp 2,5-7).

Jezus nie przyszedł zakładać nowej religii z nowymi granicami, nowymi testami lakmusowymi, nowym systemem kastowym opartym na płci, sile władzy, czy bogactwie. On przyszedł zainaugurować nowy świat, dać moc, by dziećmi Bożymi mogli stać się wszyscy, którzy wierzą w Niego, niezależnie od pochodzenia, od statusu społecznego, płci lub jakichkolwiek innych cech, które stworzyli ludzie, by dzielić ludzkość na panujących i uciskanych (por. J 1,12-13).

To jest ten nowy świat, stan bycia równymi uczniami, w którym nie ma żyda ani nie-żyda, niewolnika ani wolnego, mężczyzny ani kobiety; my dodalibyśmy – nie ma w nim ani króla ani prostego człowieka, bogatego ani ubogiego, duchownego ani świeckiego, białego lub kolorowego, prostolinijnego czy zboczeńca, itd.

Ten świat usiłują kształtować osoby zakonne przez swój sposób życia. Przez śluby dozgonne konsekrowanej czystości, ewangelicznego ubóstwa i profetycznego posłuszeństwa budują one inny świat, w którym żyją przez 24 godziny na dzień, świadcząc przeciw szatańskiej wersji beznadziejnie podzielonego rodzaju ludzkiego. Dają świadectwo jako ludzie, których nadzieja rodzi się ze Zmartwychwstania, którzy mają nadzieję, że powszechny shalom w Królestwie Bożym jest możliwy. Chcą oni głosić w każdej kulturze i w każdym stuleciu, że Zbawiciel Świata przyszedł, aby wszyscy mieli życie i mieli je w obfitości (por. J 10,10).

mag/mhh

Biskup Edward Samsel Przewodniczący Komisji ds. Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego KEP

1. Pozdrawiam serdecznie wszystkich uczestników sympozjum Rozpoznać czas nawiedzenia zebranych na Jasnej Górze, w Wieczerniku polskim „Rozpoznać czas nawiedzenia”, czas łaski Wielkiego Jubileuszu Roku 2000. W tym roku raz jeszcze spojrzeć na dotychczasową drogę życia konsekrowanego według jego różnych charyzmatów. „Wczoraj, dziś i jutro” życia konsekrowanego w Kościele w Polsce. Mieści się w tym dziękczynienie, uwielbienie Pana Boga za tak liczne charyzmaty i tak liczne powołania w tym Kościele. Jest to również czas przebłagania Pana Boga za wszystkie niewierności względem daru powołania pochodzące z ludzkiej słabości i grzeszności. Jest to również czas wspólnej prośby o nowe powołania do życia konsekrowanego.

2. Dziękuję przewodniczącym Konsulty – tak męskiej, jak żeńskiej – Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów i Zgromadzeń, a także instytutom świeckim, którzy przygotowali to sympozjum. Podjęta tematyka, wybrani prelegenci, zaproszeni goście, wśród nich – pasterze Kościoła z Rzymu i z Polski – wszystko to daje nadzieję, że spotkanie to zaowocuje, dzięki wstawiennictwu Niepokalanej Królowej Polski, Bożym błogosławieństwem w życiu osób konsekrowanych Panu Bogu.

3. Przedłożenia prelegentów tej sesji naszego sympozjum podyktowały nam następujące refleksje. Formacja pierwsza, jak i formacja stała w życiu kandydatów i osób konsekrowanych odgrywa zasadniczą i niezastąpioną rolę. U podstaw wszystkiego leży skupienie i koncentracja na jedynym wzorcu – modelu każdego powołania – Jezusie Chrystusie, Panu i Zbawicielu naszym. Konsekwencją jest modlitwa, kontemplacja i dzieła apostolskie. Należy się wdzięczność wszystkim, którzy zabiegają o właściwą formację na każdym jej etapie, od początkowej aż po „wiek trzeci”.

Refleksja druga dotyczy przyszłej zintegrowanej Europy. Znamy wielki wkład duchowy i kulturowy – a także materialny – zakonów i zgromadzeń w tworzenie dziedzictwa tego kontynentu. Co dziś możemy dać Europie? Jak dotychczas trzeba „dać jej ducha”, czyli dać dar wierności swojemu charyzmatowi na miarę potrzeb i zadań współczesnego człowieka. Dać światu, w tym staremu kontynentowi, nadzieję. Bądźcie ludźmi nadziei.

4. Jako przewodniczący Komisji ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego mam okazję podziękować wszystkim przełożonym tu zebranym za każdą decyzję podejmowania nowych zadań w Kościele i zagospodarowywania tych obszarów życia człowieka, które dziś szczególnie ujawniają się w naszym społeczeństwie. Dziękuję za przygotowanie misjonarzy i misjonarek podejmującym prace w dalekich stronach, a także za tych pracujących w Kościele na Wschodzie.

5. Życzę wszystkim obfitości Bożego błogosławieństwa i radości z konsekracji.