Rozmowa z m. Ewą Kaczmarek o żeńskim życiu zakonnym w Polsce

W kwartalniku Homo Dei (2/2025) ukazał się wywiad z Matką Ewą Kaczmarek MChR przewodniczącą KWPŻZZ zawierający uwagi na temat obecnego stanu żeńskiego życia zakonnego w Polsce, m.in. o różnicach między mentalnością starszego i młodego pokolenia, o przyczynach spadku powołań oraz o tym, co najistotniejsze w życiu konsekrowanym – a także wiele innych. Publikujemy poniżej w całości rozmowę, którą przeprowadził o. Piotr Koźlak, redemtorysta.

Musimy się zawsze pytać, czy nasze życie zakonne jest atrakcyjne

Rozmowa z s. Ewą Kaczmarek MChR, przewodniczącą Konsulty Wyższych Przełożonych Zakonów Żeńskich w Polsce

Piotr Koźlak CSsR: Siostro, od niedawna pełni Siostra funkcję przewodniczącej Konsulty Wyższych Przełożonych Zakonów Żeńskich w Polsce, ale jest także przełożoną generalną swojego zgromadzenia Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla dla Polonii. Od wielu lat żyje Siostra konsekracją zakonną, ale i obserwuje, jak ewoluuje życie zakonne i jak zmieniają się kolejne pokolenia młodych dziewcząt wstępujących do różnych zakonów czy zgromadzeń. Jakie więc można zauważyć różnice w podejściu do życia zakonnego dzisiejszej młodej dziewczyny w porównaniu z czasem, gdy Siostra wstępowała do swego zgromadzenia? Na ile – bo różnica, jak sądzę, jest na pewno – młode dziewczyny przychodzące do klasztoru w ostatnich latach są inne w porównaniu z tymi, powiedzmy, sprzed 20 czy 30 lat?

Ewa Kaczmarek MChR: Kobiety, które dziś przekraczają próg klasztoru, są inne niż wtedy, kiedy ja wstępowałam, ponieważ świat się zmienił. Myślę, że zmiana mentalności dokonuje się obecnie już nie co dekadę, ale powiedziałabym nawet – po rozmowach z mistrzyniami nowicjatu – że co roku! Gdyby tak najbardziej ogólnie ująć różnicę między nami a dziewczynami, które wkraczają obecnie w życie zakonne, to powiedziałabym, że my byłyśmy bardziej zdecydowane, aby pozostać w zakonie. Dzisiejsze kandydatki, z jednej strony, są często lepiej wykształcone, obyte z obcymi językami, zwiedziły często  już pół świata, zdarza się, że już pracowały w jakichś firmach, ale wydaje mi się, że są mniej zdeterminowane, by podjąć radykalną decyzję dotyczącą całego swojego życia. Za naszych czasów przychodziło się do klasztoru najczęściej po maturze, bez bagażu wielu doświadczeń życiowych, ale z mocnym postanowieniem wejścia „na sto procent” w życie zakonne. W moich czasach – i tu też jest różnica – nie przychodziło się „na próbę”, tylko jak się wstępowało, to z zamiarem pozostania do końca życia. Nie było postawy „zobaczę”, „przypatrzę się” czy „spróbuję, czy to moje miejsce”.

Dawniej czymś normalnym było, że decyzja o wstąpieniu do klasztoru oznacza radykalne zerwanie z tym, co pozostawiło się „w świecie”, a dzisiaj młodzi ludzie – chłopcy i dziewczęta – przez długi czas pozostawiają za sobą „otwarte drzwi”. Czy zauważa Siostra taką tendencję?

Ten problem, o którym Ojciec mówi, jest dzisiaj bardzo aktualny. Współczesne dziewczyny – wracając na chwilę do poprzedniego pytania – różnią się od tych sprzed 20 czy 30 lat także tym, że myśmy próbowały przekonać klasztor i przełożone, że nadajemy się do życia zakonnego, a dzisiaj jest odwrotnie – przełożone próbują pomóc rozeznać i pokazać kandydatkom, że to jest ich miejsce, że mają powołanie do życia zakonnego, że życie w tym konkretnym zakonie czy zgromadzeniu jest właśnie dla nich. Dzisiejsza młodzież jest mniej zdecydowana, ma więcej wątpliwości, pytań. Więcej w niej pewnej niewiary: czy dam radę, czy się nadaję, czy to jest moje miejsce, i stąd odkładanie na później podjęcia ostatecznej decyzji.

Wychowawcy w seminariach i klasztorach zauważają, że coraz częściej młodym chłopcom jest niełatwo nie tylko pozostawić styl dotychczasowego życia, ale także i mieć zdrowe, z dystansem podejście do swoich najbliższych, zwłaszcza rodziców. Gdy młody człowiek postanawia zawrzeć sakramentalny związek małżeński, kapłan wypowiada biblijne słowa, że trzeba opuścić ojca i matkę, by zjednoczyć się z wybraną osobą (por. Rdz 2,24). Jezus stawia jeszcze inne wymaganie w kategorycznym, kiedyś błędnie, ale dzisiaj już prawidłowo rozumianym zdaniu: Kto nie ma w nienawiści ojca i matki, nie może być moim uczniem. Czy młodym dziewczętom dziś trudniej oderwać się od rodziców i, będąc w zakonie, mieć odpowiednie z nimi relacje?

No cóż, każdy młody człowiek i jego relacje rodzinne to oddzielna historia. Myślę, że decyzja córki o podjęciu życia zakonnego i kiedyś, i dzisiaj wywoływała trudne reakcje. Może dzisiaj negatywnych reakcji rodziców jest więcej. Od czasu gdy jestem przełożoną generalną swojego zgromadzenia, spotkałam się z wieloma skrajnymi zachowaniami rodziców. Niektóre przypadki ingerencji rodziców w decyzje córek są nie do uwierzenia. Znam takie przypadki jak pisanie skargi rodziców do Stolicy Apostolskiej, że nie mam prawa przyjąć córki, gdyż ona nie ma powołania. Były też „najazdy rodzinne” na klasztor, by zabrać córkę do domu, czy straszenie policją po decyzji przyjęcia do zgromadzenia. Z historii opowiadanych przez siostry opisujące swą drogę do podjęcia życia zakonnego można by złożyć ciekawą książkę przygodową. Znalazłyby się w niej takie rzeczy jak „zarekwirowanie” dokumentów, „areszt domowy” czy ucieczka z domu. Co ciekawe, głównymi bohaterkami takiej książki byłyby dorosłe już kobiety, które przecież mają prawo do samodzielnego życia. Przypominam sobie, że w naszych czasach inne było podejście dzieci do rodziców. Na pewno była większa karność, ale także większa odwaga walki o swoje racje. Mimo że niektórzy rodzice sprzeciwiali się pójściu córki do klasztoru, to na zdanie powiedziane przez nią do nich, że „to jest moje życie”, najczęściej ustępowali. A dzisiaj spotyka się przedziwnie inną sytuację: młodzi ludzie non stop mówią o wolności nie tylko od rodziców, ale od wszelkich więzi czy ograniczeń zewnętrznych. Chcą, by nikt nie mówił im, jak mają żyć, ale gdy przychodzi chwila powiedzenia rodzicom o swojej decyzji rozpoczęcia życia w klasztorze, a ta wywołuje ich ostry opór, to nie potrafią się im przeciwstawić i często rezygnują. Jest to na pewno jeden z dziwniejszych znaków czasów współczesnych.

Niedawno rozmawiałem z bpem Damianem Brylem na łamach naszego periodyku o spadku liczby powołań kapłańskich; tytuł wywiadu brzmiał: Tylko spadek czy już kryzys powołań? 1Na spotkaniach z przełożonymi zakonów żeńskich na pewno podejmujecie problem znacznego obniżenia się, zwłaszcza w ostatnich latach, liczby wstąpień młodych dziewcząt do klasztorów. Jakie upatrujcie przyczyny tego stanu rzeczy?

Nie powiedziałabym, że jest to kryzys powołań. Ja bym użyła słowa „spadek”, nawet więcej – „gwałtowny spadek” powołań, ale jednak spadek, a nie kryzys. Słowa Jezusa Żniwo wielkie, ale robotników mało są wciąż aktualne. Siewca nadal obficie rzuca ziarno na zasiew. Kwestią otwartą pozostaje, na jaką glebę dzisiaj to ziarno pada. Być może ułuda świata i troski doczesne sprawiają, że nie wydaje ono owocu.

Proszę zwrócić uwagę, że świat, w którym żyjemy, promuje przede wszystkim człowieka. Nie Bóg jest w centrum, ale człowiek. Człowiek ma prawo do wszystkiego: ma prawo się rozwijać, tworzyć, być wolnym, żyć bez ograniczeń. I na pewno taki styl życia ma wpływ na młodych, gdy chcą wstąpić do klasztoru. Zanim wstąpią, to pytają, co im będzie wolno, a czego nie wolno robić. Uzmysławiają sobie, że życie zakonne różni się zasadniczo od tego, z czym mieli styczność do tej pory. Życie zakonne jest bowiem poniekąd odwrotnością tych światowych trendów. Paweł VI powiedział, że jeśli życie zakonne będzie „atrakcyjne” – w dobrym tego słowa znaczeniu – to nie będą potrzebne żadne akcje powołaniowe. Być może nasze życie nie promieniuje już taką pasją życia dla Boga, tak że niewielu młodych ludzi nim zachwycamy, i stąd taka sytuacja z powołaniami.

Myślę także, że w kontekście spadku powołań należy zwrócić uwagę na kryzys wiary i kryzys rodziny. Kiedyś człowiek w przeżywaniu swojego życia w sposób oczywisty odwoływał się do Boga jako wartości najwyższej. Dzisiaj coraz rzadziej człowiek pyta: czego Bóg ode mnie oczekuje i jaka jest Jego wola wobec mnie? Można więc powiedzieć o kryzysie wiary i kryzysie wartości, choćby takich właśnie, jaką jest rodzina. Niemałe znaczenie ma też obraz Kościoła i życia zakonnego, jaki do nas dociera poprzez media.

W kontekście tematu o spadku powołań należałoby jeszcze zapytać o naszą wierność charyzmatowi zgromadzenia zatwierdzone mu przez Kościół. Może się bowiem okazać, że jako zgromadzenie nie realizujemy już charyzmatu przekazanego nam przez założycieli. Naszym pierwszym zadaniem nie powinna być troska o rozwój liczebny, choć to też jest ważne, ale o wierność wyznaczonej nam misji.

Niedawno ukazała się książka autorstwa Moniki Białkowskiej Siostry. Są to rozmowy z kobietami, które zrezygnowały – przed lub po profesji wieczystej – z życia zakonnego lub zostały, delikatnie mówiąc, poproszone o opuszczenie klasztoru. Proszę powiedzieć, jak sytuują się odejścia w klasztorach żeńskich w ogóle i w porównaniu z porzuceniem życia zakonnego wśród mężczyzn?

Odnoszę wrażenie, że w ostatnim czasie „języczek u wagi” w opisywaniu porzucania życia kapłańskiego i zakonnego przesunął się w stronę sióstr zakonnych. Wcześniej pisano dużo o, często spektakularnych, odejściach znanych księży czy zakonników. Siostry, jak ktoś powiedział, odchodziły po cichu. Nie wzbudzało to większego zainteresowania mediów. Dzisiaj sytuacja wygląda już inaczej. W przestrzeni medialnej coraz częściej znajdujemy takie tytuły jak Zrzuciła habit po kilku latach i opowiada nam, co przeżyła w klasztorzeStrach w polskich klasztorach czy Prawda o urlopach zakonnic. Każdy ma prawo do swoich przeżyć i oceny tego, czego doświadczył; trudno z tym dyskutować. Zastanawiać może jednak fakt promowania w znacznej większości negatywnych ocen życia zakonnego. Pozytywne zdarzają się rzadko; mamy wszak także takie tytuły jak: Habit zamiast szminkiDzięki Bogu jestem zakonnicą czy Śluby (nie)posłuszeństwa. Mam jednak wrażenie, że nie wzbudzają one większego zainteresowania mediów. Czyżby interesowało nas tylko to, co trudne i negatywne? Czasami aż trudno się przyznać, że jest się szczęśliwą siostrą zakonną, spełnioną i zadowoloną z życia kobietą, bo narażasz się w ten sposób na podejrzenie o kłamstwo i udawanie. To chyba nie jest normalne. Dla mnie brakuje tu równowagi. Szukając prawdy, trzeba się starać o informacje z różnych źródeł. Uogólnienia zniekształcają rzeczywistość.

Siostry odchodzą z różnych powodów i w różnych okolicznościach. Na pewno takie decyzje nie należą do łatwych, szczególnie gdy we wspólnocie przeżyło się wiele lat. Porzucenie życia zakonnego niekoniecznie jednak musi się wiązać z przykrym doświadczeniem i złymi wspomnieniami. Nie oznacza to również całkowitego zerwania z zakonem. Osobiście mam kontakt z osobami, które opuściły klasztor. W sierpniu na śluby wieczyste, które odbyły się w naszym zgromadzeniu, przyjechały dziewczyny, które rozpoczynały życie zakonne razem ze składającymi śluby. Chciały dzielić z nimi radość tej chwili. Dwie miały już rodziny, a jedna przywiozła zaproszenie na ślub. One pamiętają o nas, a my o nich. W modlitwie zawsze pamiętam o tych, które przez dłuższy czy krótszy czas tworzyły z nami wspólnotę.

Jest jeszcze jedna rzecz, którą może warto zauważyć. Bycie w zakonie nie jest przysługującym mi prawem. Ja nie mogę żądać, by być we wspólnocie. Proszę o przyjęcie, bo czuję, że Bóg zaprasza mnie na drogę powołania. Tak rozeznałam. Pozostaje jeszcze rozeznanie ze strony zgromadzenia, czy dana osoba spełnia wymagania życia zakonnego, czy jest w stanie je podjąć i wypełnić w tej konkretnej rodzinie zakonnej. Mówiąc lakonicznie, ja przyglądam się zgromadzeniu, a zgromadzenie przygląda się mnie. I każda ze stron rozeznaje i podejmuje decyzję.

Ale na temat odejść sióstr, zwłaszcza po ślubach wieczystych, komentarzy za dużo nie ma ze strony dalej żyjących w klasztorach.

Trudno jest komentować czyjeś decyzje, które przecież nie są łatwe zarówno dla tych, którzy je podejmują, jak i dla wspólnoty. Według mnie milczenie w tym temacie wyraża szacunek wobec danej osoby. To, co widzimy, to tylko część rzeczywistości, która złożyła się na taką decyzję. Komentowanie całości, opierając się na tylko małej części, jest nieadekwatne. Powołanie to zawsze relacja konkretnej osoby z Bogiem, i w pewnym sensie jest to tajemnica.

Odejścia z kapłaństwa czy życia zakonnego po złożeniu ślubów wieczystych zdarzały się zawsze, w każdym stuleciu. Chyba największe „tąpnięcie” w tym względzie zdarzyło się w Kościele ostatnich dziesiątków lat po Soborze Watykańskim II – w Kościele na Zachodzie. A u nas następuje to teraz – mniej więcej w podobnej skali. Czy Siostra mogłaby podać ogólne liczby odejść sióstr w ostatnich latach?

Proszę Ojca, nie porównywałabym skali odejść z zakonów, jaka nastąpiła po Soborze Watykańskim II w Kościele zachodnim, z tym, co następuje teraz w Polsce. Wtedy z zakonów odchodziły setki, a nawet tysiące zakonników. Co prawda papież Franciszek odejścia z życia zakonnego nazwał krwotokiem, ale odnosiło się to do całego Kościoła. W Polsce każdego roku średnio ubywa około 300 sióstr. Suma ta zawiera zarówno wstąpienia, wystąpienia, jak i zmarłe siostry. Przytoczę dane za ostatni rok. W 2024 roku życie zakonne podjęło 69 postulantek, nowicjat rozpoczęło 66 sióstr, wspólnoty opuściło 26 profesek czasowych, 59 po ślubach wieczystych, a 295 zmarło. Obecnie stan liczebny zakonnic w Polsce to 15 359 sióstr, w tym 553 juniorystki, a 14 871 to siostry po ślubach wieczystych.

Mówi się, że tym, co zniechęca do życia zakonnego, do złożenia ostatecznie ślubów wieczystych, jest ogólna tendencja wśród młodych XXI wieku, którzy boją się wszelkich zobowiązań na całe życie. Papież Franciszek nazywa to płynnością wierności 2.

Lęk przed podjęciem zobowiązań na całe życie obserwujemy nie tylko w kontekście życia zakonnego. To samo możemy zaobserwować u młodych ludzi podejmujących decyzje o założeniu czy niezałożeniu rodziny. Liczba tzw. singli jest przecież coraz większa. Nie wiem, z czego ten lęk wypływa; być może z niewiary we własne siły, w możliwość wypełnienia podjętych zobowiązań. Rozmawiając z młodymi ludźmi, słyszymy o ich pragnieniu nawiązywania prawdziwych, głębokich relacji, o życiu z kimś i dla kogoś. Z drugiej jednak strony, niewiara w siebie i lęk przed pomyłką powoduje odkładanie decyzji na później.

Ojciec święty mówi o płynności wierności. Wydaje mi się, że dziś młodzi ludzie trochę inaczej definiują miłość, wierność, odpowiedzialność. Pewnie przy każdym z tych słów dodaliby słowo „teraz”, bo nie są w stanie powiedzieć, co będzie później.

Co wydaje się dzisiaj trudniejsze w życiu zakonnym: wymagania samego tego życia czy – w kontekście wybujałego dziś indywidualizmu – życie we wspólnocie? Bo żeby normalnie funkcjonować we wspólnocie, trzeba mieć doświadczenie dobrych relacji w rodzinie, a z tym też bywa różnie u osób wstępujących do klasztoru. I doświadczenie życia zakonnego pokazuje prawdę, że najwięcej odejść jest nie z powodu ślubów, ale trudności życia wspólnotowego.

Rzeczywiście, mogę potwierdzić tę tendencję, i tak też wynika z podań, jakie wpływają do dykasterii watykańskiej w związku ze zwolnieniem ze ślubów wieczystych. Ale znowu dotykamy tu przeciwstawnych zachowań współczesnych ludzi. Z jednej strony, obawiamy się samotności, pragniemy dobrych, przyjaznych relacji, a z drugiej strony, potrafimy zamykać się w swoim świecie i odcinać od innych. Od początku życia zakonnego uczymy się, że wspólnota jest ważna, że jest ona nawet formą życia rodzinnego. Budowanie zaś dobrych relacji rodzinnych wymaga od każdego rezygnacji z jakiejś formy egoizmu. Każdy we wspólnocie rodzinnej i zakonnej jest zaproszony, by zrezygnować z niektórych swoich przyzwyczajeń i otworzyć się na drugiego. Nie jest to rzeczą łatwą, szczególnie dzisiaj, kiedy promowane są w świecie takie wartości jak indywidualizm i tzw. samorealizacja.

Sama zadaję sobie pytanie, i jestem przekonana, że czynią to wszystkie osoby odpowiedzialne za wspólnotę: co możemy zrobić, by nasze wspólnoty były takie, o jakich marzymy? Co stanowi największy problem i jest największym zagrożeniem dla życia wspólnotowego dzisiaj? Pierwsza odpowiedź, jaka mi się nasuwa, to tendencje dzisiejszego świata, o których wspomniałam wyżej. Nie bez znaczenia jest też świat cyfrowy, który przekroczył klauzurę naszych domów zakonnych. Głód relacji możemy dziś zastąpić bez większego wysiłku ze swojej strony relacjami w świecie wirtualnym czy, jak ostatnio słyszałam, „rozmową” ze sztuczną inteligencją.

Papież wprost przestrzega przed niebezpieczeństwami nowych technologii, które przedostały się do klasztorów. Mówi, że można zaobserwować nieodpowiednie korzystanie ze świata cyfrowego i, co gorsze, że niektóre osoby duchowne poszukują schronienia w przestrzeniach wirtualnych (nr 21). Pewnie musimy sobie zadać pytanie, dlaczego nasze współsiostry chronią się w przestrzeni wirtualnej, a nie we wspólnocie. Czy nasze wspólnoty dają poczucie bezpieczeństwa i są miejscem przyjaznym?

Do tego problemu za chwilę wrócimy. Teraz chciałbym jeszcze raz nawiązać do książki pani Białkowskiej. W wypowiedziach byłych sióstr przewija się motyw nadmiernej ilości pracy kosztem modlitwy. Jedna z nich mówi tak: Jestem przekonana, że życie zakonne jest niezwykle piękne, choć musi się odrodzić. Akcent powinien padać na relację z Bogiem. Jeśli siostra zakonna nie ma czasu się pomodlić, bo ma za dużo pracy, to po co jest siostrą? Mam wrażenie, że w zgromadzeniu czasem bogiem staje się praca, zwyczaje, formuły. To potwierdza wartość siostry – jest cenna dla zgromadzenia, bo dużo pracuje, na dwóch etatach… Praca jest ważniejsza niż relacja z Bogiem, niż zbawienie. To nie daje zakonom życia i powołań, dlatego to musi się zmienić. Ta wypowiedź prowadzi do kolejnego pytania: o związek czy zależność pracy i modlitwy w klasztorach. Wiele sióstr i wielu kapelanów zgodnie twierdzą, że jest przerost pracy kosztem modlitwy.

Z wykształcenia jestem historykiem, więc chciałabym najpierw zwrócić uwagę na początki życia zakonnego i przypomnieć, jakie było jego pierwotne znaczenie. Pierwsi zakonnicy odchodzili od świata nie po to, by pracować, ale by być z Bogiem. Praca była obecna w takim wymiarze, by nie przeszkadzała wzrostowi życia duchowego. Chodziło o zachowanie „perły” ewangelicznego radykalizmu.

Natomiast co się tyczy obecnej sytuacji pracy, odpoczynku i modlitwy w klasztorach, to sprawa jest złożona. Mogę się odwoływać tylko do doświadczeń własnego zgromadzenia. Nasz założyciel mówił nam, że rekreacja jest zaraz po adoracji, chcąc w ten sposób podkreślić ważność spotkań wspólnotowych. Dlatego w naszym regulaminie dnia jest miejsce na rekreację. Wiem, że wiele zgromadzeń boryka się z brakami personalnymi w prowadzonych dziełach. Sióstr jest coraz mniej, a pracy tyle samo lub nawet więcej. Jestem przekonana, że temat ten jest przedmiotem wielu rozważań i wspólnotowego rozeznawania. Na pewno rezygnacja z części prowadzonych dzieł nie jest sprawą łatwą. Nie tylko chodzi o to, że często jest to dziedzictwo wielu pokoleń danej wspólnoty zakonnej, ale są to też konkretni ludzie objęci opieką, których trzeba byłoby w takim razie zostawić, tak jak dzieci w domach dziecka, osoby upośledzone czy starsze. Być może rozwiązaniem będzie model obecny już w krajach zachodnich, gdzie siostry pozostają właścicielkami różnych instytucji, ale zarządzają nimi i pracują tam osoby świeckie. Podpowiedź w rozwiązaniu takiej sytuacji znajdujemy w Dziejach Apostolskich. Kiedy okazało się, że Apostołowie nie mogą pogodzić głoszenia Ewangelii z opieką nad potrzebującymi, powołali wówczas diakonów, a sami zajęli się bezpośrednim głoszeniem Dobrej Nowiny, bo wiedzieli, że to jest ich pierwszorzędne zadanie.

Chciałabym zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt życia sióstr zakonnych, a zwłaszcza podejścia do nich w kontekście pracy i wynagrodzenia. Z jednej strony, jesteśmy traktowane przez naszych pracodawców jako osoby „z krwi i kości”: silne, gotowe podjąć każdą pracę, nie zważając na zmęczenie i przepracowanie. Z drugiej zaś strony, gdy chodzi o wynagrodzenie, traktowane jesteśmy prawie jako „czyste duchy”, które niewiele ze świata materialnego potrzebują. Nie muszą jeść, ubierać się czy odpoczywać, nie potrzebują więc funduszy na zaspokojenie tych potrzeb. Mówiąc więc o przepracowaniu sióstr zakonnych, warto chyba przemyśleć wspomniany wyżej problem.

Czasy, w jakich żyjemy, jak już zauważyliśmy, to epoka niezwykłego rozwoju technicznego, zwłaszcza cyfrowego, i z takiego świata przychodzą dziewczęta do klasztoru, i w klasztorze funkcjonują z całym „bagażem cyfrowym”. Czy zauważa się już ten problem?

Problem wejścia świata wirtualnego w życie wspólnot i poszczególnych osób konsekrowanych został już przedstawiony powyżej. Zadania, które podejmujemy, wymagają od nas posługiwania się zdobyczami techniki jak komputer, komórka czy internet. Czas formacji podstawowej w postulacie i nowicjacie, w którym mamy ograniczony dostęp do świata cyfrowego, pozwala młodym osobom na oderwanie się i nabranie dystansu, tak by potem móc korzystać z tych środków w sposób bardziej dojrzały i odpowiedzialny. Na pewno nie da się całkowicie uciec od świata wirtualnego. Na przykład siostry, które są zaangażowane w referat powołaniowy, często nie mają możliwości na- wiązania innego kontaktu z dziewczętami jak poprzez media cyfrowe: internet, Facebook czy komórkę.

Małżonkowie ślubują sobie miłość, wierność, uczciwość oraz że pozostaną ze sobą do śmierci. Zakonnice składają trzy śluby: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Czy rezygnując z życia małżeńskiego, siostry zakonne wchodzą w zupełnie nową (nie-świecką) rzeczywistość, czy też śluby małżeńskie i zakonne mają coś wspólnego?

Tak, są rzeczy wspólne. Wspólne są przede wszystkim przyjęte wartości: miłość i wierność. Małżonkowie tworzą wyjątkową relację miłości z sobą nawzajem; siostra zakonna przez swoje śluby nawiązuje wyjątkową relację oblubieńczą z Jezusem. Zarówno małżonkowie, jak i osoby konsekrowane tworzą wspólnoty: rodzinną i zakonną. Wartością wspólną dla obu tych rzeczywistości jest wierność podjętym zobowiązaniom. Wspólne jest również świadectwo szczęśliwego życia. Każdy, kto patrzy na siostry zakonne, powinien zobaczyć w nich szczęście, pokój i zadowolenie z życia. Młode osoby szybko wyczuwa ją prawdę. Wiedzą, czy ktoś, kto mówi z zapałem o swoim powołaniu albo zapewnia, że jest to droga szczęścia, jest o tym głęboko przekonany. Każda droga, czy to życie zakonne, czy małżeńskie, niesie ze sobą problemy. Nie trzeba zaprzeczać, że ich nie ma, by móc zaświadczyć, że jest się szczęśliwym. Ważny jest autentyzm.

W dokumentach dotyczących życia zakonnego ostatni papieże wielokrotnie zwracali uwagę, że tym, co może pomóc w lepszym wypełnianiu charyzmatu danego zgromadzenia, a jednocześnie ułatwić życie na co dzień, jest przypatrzenie się następującemu problemowi: zobaczyć, co jest istotne, a co drugorzędne, z jakich wartości i tradycji nie można zrezygnować, a które punkty z konstytucji czy statutów można usunąć i nie powtarzać ciągle: „Bo tak było zawsze”.

Tak, Ojciec święty Franciszek wielokrotnie o tym wspominał, by sprawy drugorzędne nie niszczyły istoty życia zakonnego. Na pewno nie można rezygnować z głównych wartości. Sprawy drugorzędne, z których można czy nawet trzeba zrezygnować lub jakoś je zmienić, osobiście nazywam „przybudówkami”. Są to różnego rodzaju tradycje i zwyczaje, które dawnej może były ważne, ale z biegiem czasu uległy przedawnieniu. Najważniejsze jest, aby zachować istotę życia zakonnego, a jest nią wierne naśladowanie Jezusa i życie duchem Ewangelii. Nie może być tak, że sposób sprzątania, chodzenia, uśmiechania się i cały „zakonny savoir vivre” zajmie jedno z czołowych miejsc w programie formacji.

Jako kobiety, przywiązujemy wagę do szczegółów. Musimy więc czuwać, by to, co drugorzędne, nie przedostało się na pierwszy plan. Wydaje się jednak, że ta tendencja zagraża nie tylko życiu zakonnemu. Znamy przecież drobiazgowe przepisy regulujące życie wspólnot również innych religii. Dlatego potrzebna nam jest tutaj duża czujność.

Do klasztoru przychodzą normalne, najczęściej w miarę zdrowe, młode kobiety. Jednak z biegiem lat, z różnych powodów, zdrowie fizyczne i psychiczne podupada. Zakonnice – jak wszyscy ludzie – są podatne na choroby czy uzależnienia. Które jest najczęstsze? Czy zdarzają się na przykład uzależnienia od alkoholu?

Proszę Ojca, wymogiem przyjęcia do klasztoru jest zdrowie fizyczne i psychiczne, ale kobiety, które wstępują, naznaczone są „duchem tego świata”. Do niedawna mówiło się o generacji XYZ. Dziś mówi się już o kolejnej, tzw. płatków śniegu, charakteryzującej się jeszcze większą kruchością i mniejszą odpornością. Dlatego też osoby, które żyją w naszych wspólnotach, są również narażone na to, na co ich rówieśnicy żyjący poza murami klasztoru. Pyta Ojciec o uzależnienia. Według mojej wiedzy nie ma żadnych statystyk czy badań dotyczących tego tematu. Mogę powiedzieć tylko o własnym doświadczeniu. Wydaje mi się, że to, z czym najczęściej się borykamy, to stany depresyjne. Nie dziwi to, ponieważ depresja jest uznawana obecnie za pierwszą z chorób cywilizacyjnych. Spotkałam też w swoim życiu osoby konsekrowane mające problem z nadużywaniem leków czy alkoholu. Siostry, które zgłaszają swoje trudności i potrzebują fachowej pomocy, korzystają z terapii. Kondycja duchowa i psychiczna członków naszych wspólnot jest na pewno wezwaniem do budowania jeszcze bardziej ewangelicznych wspólnot, w których będą budowane prawdziwe relacje przyjaźni.

W imieniu redakcji i czytelników „Homo Dei” bardzo serdecznie dziękuję za rozmowę.

1 Por.: Tylko spadek czy już kryzys powołań? Rozmowa z ks. bpem Damianem Brylem, ordynariuszem diecezji kaliskiej, „Homo Dei” 2024, nr 4, s. 145–155.

2 Kongregacja ds. Instytutów Życia konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego, Dar wierności, radość wytrwałości, Niepokalanów 2020, s. 32.

Dr Ewa Kaczmarek MChR (ur. 1966) do Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej wstąpiła w 1986 roku. Studia teologiczne, uwieńczone tytułem doktora historii, odbyła na KUL w 2006 roku. W swym zgromadzeniu pełniła m.in. funkcje mistrzyni junioratu, wikarii generalnej, a od 2014 roku jest przełożoną generalną zgromadzenia. W 2023 roku została wybrana przewodniczącą Konsulty Konferencji Wyższych Przełożonych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych w Polsce. Jest autorką książki Dlaczego przeszkadzały. Polityka władz partyjnych i rządowych wobec zgromadzeń żeńskich w Polsce w latach 1945–1956 oraz artykułów z zakresu historii zakonów w komunizmie i o tematyce zgromadzeniowej i polonijnej.

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułŚw. Hiacynta i krzesełko Maryi