„Credo in Misericordiam Dei” – Wierzę w Boże Miłosierdzie. Taki tytuł nosił sobotni koncert w Brzegach, będący kontynuacją Czuwania młodzieży całego świata z Papieżem Franciszkiem w przedostatni dzień Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Te słowa są jednocześnie streszczeniem mojego doświadczenia tego czasu, jak i źródłem, dzięki któremu to wszystko się w ogóle w moim życiu dokonało.
Mijający Rok Miłosierdzia stał się dla mnie wyjątkowym Rokiem Łaski, swoistym życiowym przełomem. To rok moich ślubów wieczystych. Rozliczne obowiązki, które obok przygotowań do ostatecznego ofiarowania się Bogu towarzyszyły mi w czasie tego roku, stały się miejscem szczególnego spotkania z Bogiem i Jego Miłosierdziem. Mieszkam w domu zakonnym w krakowskich Łagiewnikach, dlatego ta prawda i to doświadczenie szczególnie mocno mnie dotyka.
Do wzięcia czynnego udziału w Światowych Dniach Młodzieży zainspirowała mnie moja rodzona siostra. Pewnego październikowego dnia przyjechała z Torunia nocnym pociągiem do Krakowa, bo z samego rana miała wziąć udział w przesłuchaniach do powstającego Chóru ŚDM. Myśląc o stronie muzycznej spotkania młodych z papieżem Franciszkiem, odżyła moja tęsknota zagrania raz jeszcze w orkiestrze „z prawdziwego zdarzenia”. Moje życie przed wstąpieniem do zakonu było bowiem bardzo związane z muzyką, planowałam podjęcie studiów muzycznych. Jednak wraz z wybraniem drogi życia zakonnego, oczywistym stało się dla mnie zrezygnowanie z „robienia kariery” w tej dziedzinie, otwierając się na wolę Boga względem mnie. W codzienności zakonnej nie straciłam jednak kontaktu z instrumentem, w myśl ewangelicznej zasady, by nie zakopywać talentu. Z biegiem czasu skrzypce zostały zastąpione organami – i tak mój kontakt z muzyką trwa nieprzerwanie, poprzez posługę organistki. Uzyskawszy zgodę przełożonych udałam się więc na przesłuchania i zostałam członkiem wspaniałej Orkiestry Światowych Dni Młodzieży.
Udział w wydarzeniach centralnych ŚDM był niepowtarzalny. Poprzedzał go czas intensywnych, wielogodzinnych prób, przygotowań, zmęczenia. Co prawda, wskutek naszego zaangażowania, nie mieliśmy możliwości wzięcia udziału w innych wydarzeniach tak licznie zaplanowanych i przygotowanych przez Organizatorów, ale to nie miało wielkiego znaczenia. Radość dzielenia się wiarą i talentem z tyloma wspaniałymi, młodymi ludźmi z całej Polski i świata była nad obfitą nagrodą. Dla wielu z członków Chóru i Orkiestry, także dla mnie, właśnie to było naprawdę cenne – móc wyrazić swoją wiarę poprzez talent – i w ten sposób modlić się i uwielbiać Boga za ogrom łask, których nam udziela. Szczególnie dwa „zakulisowe momenty” przygotowań zostały w mojej pamięci. Codziennie powtarzam „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”, ale rzadko odnosiłam te słowa do Mszy Świętej, codziennej Komunii św. W związku z bardzo szczegółowymi kontrolami funkcjonariuszy BOR-u, nasze poruszanie się po różnych obiektach było ograniczone. W czwartek, w dniu pierwszego spotkania młodych z Ojcem Świętym, nie było możliwości, aby uczestniczyć we Mszy świętej, tam gdzie było to zaplanowane. Ołtarz na Błoniach był gotowy, pięknie przystrojony. A nasza Eucharystia sprawowana była na zwykłym „stołówkowym” stoliku, z „przemyconym” do konsekracji winem, w obecności innych osób zaangażowanych w sprawy techniczne, którym także zależało na Istocie wydarzeń ŚDM – spotkaniu z żywym Bogiem, upragnionym spotkaniu.
Druga sytuacja: w piątek, skoro świt, udaliśmy się na Brzegi, gdzie miały się odbywać próby do sobotniego i niedzielnego spotkania młodzieży z Papieżem. Niestety, problemy z przepustkami BOR-u sparaliżowały cały program. W efekcie połowa zespołu nie dostała się na miejsce. Trwało to cały dzień, spędziliśmy go przenosząc się z miejsca na miejsce, bez celu, myślami będąc na Błoniach, gdzie trwała Droga Krzyżowa. My swoją przeżywaliśmy na spalonym słońcem polu, w ciągłej niepewności. Około godziny 22 przyszedł do nas – tych, którym udało się w końcu przejść kontrole – kapłan z Najświętszym Sakramentem. Przerwał próbę słowami: „Kochani, odprawiłem za was Mszę świętą. Kto chciałby przyjąć Komunię – będę tu czekał”. I nagle wszyscy obecni „rzucili się” na Nich – kapłana i Jezusa, który Sam przyszedł do nas, bo my nie mogliśmy, by dać nam „Chleb powszedni”. W sobotę, tuż przed rozpoczęciem czuwania i koncertu, rozmawiałam z tym kapłanem, dzieląc się radością z mojej obecności w orkiestrze. Powiedział, że „wie siostra, jak zaczniecie grać to Pan Bóg nie będzie słuchał orkiestry. (?!) On będzie słuchał każdego z osobna. To będzie złożona w całość, ale bardzo osobista, indywidualna modlitwa każdego muzyka”. Tak było. Patrząc na tę ponad dwumilionową rzeszę rozradowanych i rozmodlonych ludzi, nie sposób było nie dziękować za ogrom łask, jakich nam – mi – udziela Miłosierny Pan. Ja również nie mogłam inaczej, jak tylko grać każdy dźwięk powtarzając cicho, półgłosem modlitwę uwielbienia. Bo Pan stwarza pragnienia, takie, które zna tylko On, i pozwala być tak blisko Siebie. Rozglądając się po twarzach innych grających często widziałam uśmiech, ale i łzy wzruszenia. Wielu z nich, także ja, doświadczyliśmy niejako nieba na ziemi. ŚDM to czas przychodzenia Pana do serc. W Roku Miłosierdzia to przychodzenie Boga do mnie nabrało wyjątkowej mocy. Bardzo dziękuję Jemu i ludziom za możliwość czynnego włączenia się w przygotowanie i przebieg Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Credo in Misericordiam Dei.
Sylwia Marciniak
Misjonarka Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej